Płonął w nim płomień

koz

|

Posłaniec Warmiński 42/2012

publikacja 18.10.2012 00:15

Z parafianami i więźniami wojennymi przeszedł długą drogę poprzez głód, mróz i ciężką pracę. Niósł im nadzieję i Chrystusa, dla którego oddał swe życie.

 Bp Maksymilian Kaller, powiadamiając siostrę ks. Witta o jego śmierci, do listu pisanego na maszynie dopisał własnoręcznie, iż „był on szlachetnym księdzem” Bp Maksymilian Kaller, powiadamiając siostrę ks. Witta o jego śmierci, do listu pisanego na maszynie dopisał własnoręcznie, iż „był on szlachetnym księdzem”
Krzysztof Kozłowski

Ksiądz Gerhard Witt urodził się 3 lipca 1912 roku w Reszlu. Po uzyskaniu matury w 1931 r. podjął studia teologiczne w Braniewie. Przez dwa semestry studiował również w Monachium. Po zakończeniu studiów w Seminarium Duchownym w Braniewie ks. Gerhard Witt przyjął święcenia kapłańskie 7 marca 1937 roku. Jako neoprezbiter został mianowany wikariuszem w Leginach, gdzie pomagał choremu proboszczowi. Po kilku tygodniach został przeniesiony do Lidzbarka Warmińskiego.

Jedyny kapłan

W swej pracy duszpasterskiej ks. Witt opiekował się w szczególny sposób Polakami mieszkającymi na terenie parafii. Był również zaangażowany w duszpasterstwo młodzieży. Jego gorliwość i głoszone kazania budziły niepokój władz nazistowskich. Po procesji Bożego Ciała czterech duszpasterzy z parafii w Lidzbarku Warmińskim zostało aresztowanych przez gestapo. Każde ich kazanie było wcześniej podsłuchiwane; dokonano rewizji w domach. Po aresztowaniu księży z parafii, ks. Witt został jedynym wikariuszem w parafii liczącej 10 tys. wiernych. Wielość obowiązków, jak i ciągły stres spowodowany szykanami nazistowskich władz spowodował, że kapłan zaczął podupadać na zdrowiu. Przez kolejne 7 lat pracy duszpasterskiej w Lidzbarku Warmińskim jego stan zdrowia pogarszał się. Gdy w 1945 r. do Lidzbarka wkroczyli Rosjanie, ks. Gerhard został wraz z mieszkańcami zmuszony do jego opuszczenia i przetransportowany do Wytruci, a stamtąd do Elbląga do obozu pracy przymusowej przy demontażu wywożonych do Rosji maszyn fabrycznych z zakładów Schichaua.

Śmierć przyszła szybko

Od 14 lutego 1945 r. werbista o. Oskar Bader z Pieniężna przebywał przez kilka dni wraz z ks. Wittem w więzieniu komendantury sowieckiej, następnie w Bartoszycach. Dzielił los z ks. Wittem aż do jego śmierci. W pierwszych dniach marca 1945 r. wraz z jeńcami wojennymi w ciągu trzech dni marszu w wysokim śniegu i przy dużym mrozie pokonali 120 km i dotarli do Wytruci. Ks. Gerhard Witt i o. Oskar Bader szli w sutannach. W czasie drogi kapłani pomagali współwięźniom, którym brakowało sił, podtrzymywali na duchu. W obozie Georgenburg koło Wytruci wszystkich ulokowano w stajniach. Przez pierwsze tygodnie nie było wody do mycia, wyżywienie było bardzo skromne, a mróz powodował wyziębienie organizmów więźniów. Żołnierze musieli pracować. Kapłani w każdą niedzielę odprawiali w stajni nabożeństwa dla więźniów, gdyż wśród 700 mężczyzn jedną trzecią stanowili katolicy. Z powodu złego odżywiania i czerwonki zmarło ponad 150 osób. Niektórym więźniom księża mogli towarzyszyć przy umieraniu, choć nie mogli udzielić Wiatyku ani namaścić olejami świętymi. Pod koniec kwietnia 1945 r. wszystkich przetransportowano do Elbląga, gdzie codziennie pracowali w fabryce Schichaua, oddalonej o godzinę marszu od obozu. Warunki życia i wyżywienie poprawiły się, ale praca była cięższa i dłuższa. Polegała ona na wyburzeniu fabryki. Wywożono cegły. Wkrótce wybuchła epidemia tyfusu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.