Różaniec zamiast kazania

koz

|

Posłaniec Warmiński 43/2012

publikacja 25.10.2012 00:15

Kiedy mówił, rozpalały się serca i rosła głęboka wiara. Był tak gorliwy, że za życia niektórzy mówili o nim „święty”.

 – Uważaliśmy go za świętego – stwierdził duchowny,  który jako kleryk miał okazję służyć ks. Franciszkowi do Mszy św. – Uważaliśmy go za świętego – stwierdził duchowny, który jako kleryk miał okazję służyć ks. Franciszkowi do Mszy św.
Reprodukcja Krzysztof Kozłowski

Ksiądz Franciszek Zagermann urodził się 28 lipca 1882 r. w Zawierzu k. Braniewa w zamożnej rodzinie rolniczej. Był pierwszym synem Ferdynanda i Anny Zagermann. Miał młodszego brata Antoniego. Maturę ks. Franciszek uzyskał w 1903 r. w gimnazjum w Braniewie. Do kapłaństwa przygotowywał się przez krótki czas w Würzburgu, a następnie w seminarium duchownym w Braniewie. Święcenia kapłańskie otrzymał 23 czerwca 1907 r. we Fromborku z rąk biskupa pomocniczego Edwarda Herrmanna.

Kapłańska droga

Pracował jako wikariusz w Plutach k. Pieniężna, natomiast od 28 marca 1908 r. w Nowej Cerkwi. 21 czerwca 1910 r. przeniesiono go do Dobrego Miasta, a 9 sierpnia 1911 r. mianowano tymczasowym komendariuszem w Świątkach. 11 października 1911 r. ustanowiono go trzecim wikariuszem w parafii św. Mikołaja w Elblągu, lecz po trzech dniach decyzję tę zmieniono i mianowano wikariuszem w Lubieszewie. Od 9 stycznia 1912 r. był tamtejszym komendariuszem. 21 marca 1912 r. został mianowany drugim wikariuszem parafii św. Jana w Malborku. Tam pracował 16 lat. Uczył religii w szkole, opiekował się młodzieżą męską, często odwiedzał parafian, szczególnie mieszkających na przedmieściu. W czasie I wojny światowej pełnił służbę sanitarną w wojsku. 7 września 1928 r. otrzymał nominację na proboszcza w Unikowie. Od 19 października 1936 r. pełnił także funkcję wicedziekana dekanatu reszelskiego. 20 lipca 1940 r. uzyskał zgodę na odprawianie nabożeństw dla polskich robotników przymusowych, ale wyłącznie w języku niemieckim. Przed nadejściem frontu wojennego przeprowadził się na kolonię Unikowa, do rodziny Kroschewskich, z której pochodził kościelny. Zgromadziło się też tam wielu parafian i uchodźców z innych miejscowości.

Godziny męki

Kiedy wojska radzieckie zbliżały się do Unikowa, tamtejsza ludność zaczęła opuszczać swoje domostwa. 29 stycznia 1945 r. ks. Zagermann odprawił ostatnią Mszę św., w której uczestniczyło około 60 osób – mieszkańców Unikowa i pobliskich miejscowości. Po Eucharystii kapłan zabrał z sobą szaty liturgiczne i naczynia kościelne, i przeniósł się na kolonię wsi do rodziny Kroschewskich. Kiedy Rosjanie zajęli wioskę i pobliskie tereny, dopytywali się o miejsce pobytu proboszcza. Gdy dowiedzieli się, gdzie on przebywa, często przychodzili do tego gospodarstwa. Ludzie bardzo się ich bali. Przychodził też komendant, który prowadził z księdzem towarzyskie rozmowy. Uniemożliwiało to innym żołnierzom plądrowanie tego domu, a ks. Franciszek stał się przez to jakby ochroniarzem dla przebywających tam ludzi. Wieczorami, gdy było to moż- liwe, odmawiano wspólnie Różaniec. Taki stan nie trwał jednak długo. 25 lutego, około godziny trzeciej nad ranem, przybyło do domu Kroschewskich trzech żołnierzy radzieckich. Zaczęli przesłuchiwać ks. Franciszka. Ponieważ nie rozumiał, o co był pytany, torturowali go i strzelali na postrach. Plądrowali też domostwo. Kiedy znaleźli naczynia liturgiczne, które potwierdziły, że jest księdzem, strzelili mu w głowę. Gdy żołnierze zauważyli, że ks. Franciszek jeszcze żyje, jeden z nich deptał mu po klatce piersiowej. Mimo odniesionych ran ks. Zagermann żył jeszcze przez 33 godziny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.