Ptasi szpital

ks. Piotr Sroga


|

Posłaniec Warmiński 33/2013

publikacja 15.08.2013 00:15

Pomoc zwierzętom. Od kilkunastu lat mogą liczyć 
na pomoc lekarzy. A wszystko dzięki inicjatywie 
olsztyńskich leśników.


Inżynier Paweł Bednarczyk od 1996 roku opiekuje się chorymi ptakami Inżynier Paweł Bednarczyk od 1996 roku opiekuje się chorymi ptakami
ks. Piotr Sroga /GN

Gdy zachoruje człowiek, trafia do szpitala. A co dzieje się z ptakami? Czy są dla nich szpitale i domy spokojnej starości? Okazuje się, że na trenie Warmii i Mazur jest ich kilka. Jednym z nich jest Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Drapieżnych z Dąbrówce Wielkiej, należący do Nadleśnictwa Olsztyn. Głównym koordynatorem działań jest nadleśniczy Wojciech Abramczyk. Od powstania w roku 1996 trafiło tu już około 500 ptaków.


Leczenie lub renta


Inicjatorem i opiekunem tej placówki jest inż. Paweł Bednarczyk, który już w czasie przygotowań do zawodu leśnika zainteresował się ptakami drapieżnymi. – W technikum było koło sokolników i ja do niego należałem. To mnie interesowało. Na początku przyniesiono młode myszołowy i trzeba było je odchować. A w kartonie albo w małych klatkach nie da się ich trzymać. Potrzebne było większe pomieszczenie – przynajmniej dwa na dwa metry. W 1996 roku właściwie sam zbudowałem pierwsze woliery (czyli przestronne pomieszczenia dla ptaków) – mówi Paweł Bednarczyk. Tak zaczęła się przygoda z myszołowami, jastrzębiami, orłami i innymi ptakami. Inicjatywa była bardzo cenna, gdyż koniec XX wieku charakteryzował się dramatycznie niską liczebnością ptaków drapieżnych. Przyczyną było niebezpieczne dla zwierząt stosowanie środków chemicznych. Leśnik z Dąbrówki sięga do bogatej dokumentacji i wskazuje pierwszy wpis: data – 15 czerwca 1996; ptak – jastrząb gołębiarz; choroba – narośl na przełyku. Zrobiono nawet operację, ale niestety nie przeżył. Potem na liście znajdują się różne gatunki i ich charakterystyka. Wpisów przez te lata uzbierało się sporo.
Metoda funkcjonowania ośrodka jest prosta: wyleczyć, wzmocnić i umieścić w naturalnym środowisku. Nie zawsze jest to możliwe. W jednej z wolier mieszka obecnie młody orlik. Ma uszkodzone skrzydło i nie będzie już normalnie funkcjonował. Trzeba znaleźć mu godne miejsce na taką orlą rentę. Większość ptaków przywożą ludzie z różnych miejscowości województwa warmińsko-mazurskiego. Często także dzwonią i proszą o pomoc.
– W tym tygodniu było parę telefonów dotyczących bocianów. W Dywitach jest na przykład bocian, który wyskoczył z gniazda, i ludzie go dokarmiają. Dzwonili, żeby go zabrać – mówi Bednarczyk.


Z Finlandii na Warmię


Latem najczęściej przywożone są młode ptaki. Nierzadko wypadają z gniazd, ale czasem to nawałnice i burze uszkadzają ptasie domy i skazują młode na ludzką pomoc. Były takie lata, że spadały całe gniazda i pisklęta trzeba było odchować.
W jednym z pomieszczeń ośrodka znajduje się sowa uszata. – Po burzy wywróciło się drzewo i z dziupli wypadły młode. Jedno rozjechał samochód, drugie trafiło do nas. Musimy je teraz odchować i po trosze nauczyć polować – mówi olsztyński leśnik. Młoda sowa siedzi spokojnie w pomieszczeniu, jednak gdy opiekun zbliża się do niej zbyt blisko, reaguje, rozkładając skrzydła i przyjmując postawę obronną. Jest nieco ospała. Przecież jest dzień, a ona prowadzi nocne życie.
Przykładów zranień i chorób, z którymi spotkali się pracownicy ośrodka, jest wiele. W pamięci utkwił im rybołów obrączkowany w Finlandii cały sklejony lakierem do malowania łódek. Ktoś wylał prawdopodobnie tę substancję na resztki ryb i ptak się pozlepiał. Trzeba go było dwa razy kąpać.
– Rybołów z natury, także ze wzglę-
du na swoją budowę, nie lubi siedzieć na ziemi. Przebywa na drzewach i atakuje z powietrza, nad wodą. Leczyliśmy go półtora roku i się nie udało. Padł. Jest teraz wypchany w muzeum przyrody – wyjaśnia Paweł Bednarczyk.


Fikołki w powietrzu


Na Warmii i Mazurach znajduje się obecnie dość duża populacja orłów bielików. Parę lat temu ich liczebność była szacowana na 200 par lęgowych, ale trzeba to pomnożyć przez dwa. Częstotliwość spotykania tych ptaków jest dużo większa niż wcześniej. Pomaga w tym ochrona strefowa. W ośrodku przebywało ponad 50 bielików. Kiedyś trafiały się jeden lub dwa, a w tym roku było ich już sześć. – Prowadzimy ochronę miejsc lęgowych, co wpływa na liczebność bielików. Polują one na ryby, ptactwo wodne, ssaki lądowe, zające, a nawet małe sarny – takie dwutygodniowe. Często polują zespołowo, po dwa. Jeden płoszy ofiarę, drugi łapie – mówi pan Paweł. Poza okresem lęgowym bieliki się tolerują. Można je spotkać nawet po kilkanaście, najczęściej wokół stawów rybnych. Pod Pasymiem są zbiorniki wodne, gdzie jesienią przebywa nawet około 20 osobników. W styczniu zaczyna się okres lęgowy i wtedy zaczynają się walki o rewir.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.