„To My” malowali

Posłaniec Warmiński 07/2014

publikacja 13.02.2014 00:15

O marzeniach, które uskrzydlają, obdarowywaniu innych i radości z odczucia, że jest się jeszcze komuś potrzebnym z prof. Tadeuszem Brzeskim rozmawia Krzysztof Kozłowski.

 Członkowie Warmińsko-Mazurskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku – grupa malarska „To My” pod kierunkiem prof. Tadeusza Brzeskiego (na zdjęciu) – przekazała Szpitalowi Pomocy Maltańskiej w Barczewie cykl obrazów, które zawisną w salach chorych Członkowie Warmińsko-Mazurskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku – grupa malarska „To My” pod kierunkiem prof. Tadeusza Brzeskiego (na zdjęciu) – przekazała Szpitalowi Pomocy Maltańskiej w Barczewie cykl obrazów, które zawisną w salach chorych
Krzysztof Kozłowski /GN

Krzysztof Kozłowski: Jak to się stało, że postanowiliście namalować obrazy i przekazać je Szpitalowi Pomocy Maltańskiej w Barczewie?

Prof. Tadeusz Brzeski: Jedna z naszych koleżanek, Antonina Szulc, organizowała wcześniej w holu szpitala wystawy swoich prac. Dyrekcja zaproponowała, byśmy w jakiś sposób upiększyli sale chorych. Wizyta w placówce zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przebywają w niej ludzie cierpiący, ludzie, którzy wkrótce mogą odejść. To przytłacza. Poczułem, że muszę podjąć jakąś mądrą decyzję. Od tego się zaczęło.

Później musiał Pan przekonać do tego pomysłu innych.

Pracuję z osobami starszymi, które po wielu latach pracy, poświęceniu rodzinie i rezygnowania z samych siebie na rzecz najbliższych mogą zrealizować swoje marzenia. Grupę „To My” tworzą osoby, które zawsze marzyły o malarstwie.

Oglądający Wasze dzieła na wystawie zatrzymują się pełni podziwu. Mówią: „Zobacz, to majstersztyk”.

(śmiech) Wiele z tych osób niedawno zaczęło swoją przygodę z malarstwem. Nasze spotkania to czas, kiedy udaje się nam urwać od wnuków, nieraz od garnków. Wtedy mamy okazję poszaleć wśród farb, kolorów. Ale są to spotkania w rodzinnej atmosferze, rozmawiamy o sztuce, o technikach malarskich. Efekty tego widać choćby na wystawie obrazów, które niedługo zawisną w salach chorych barczewskiego szpitala.

Nie chce mi się wierzyć, że tak piękne obrazy są efektem wyłącznie rozmów.

(śmiech) Można powiedzieć, że to jest efekt uboczny. Gorące pragnienie zrealizowania siebie rozpaliło się w tych osobach i tak szybko rozwinęły ukryte do tej pory talenty. Oczywiście na spotkaniach pokazuję, jak należy malować, jakich technik używać. A oni wszystko chłoną, bo wiedzą, że już niewiele czasu zostało, aby się spełnić.

Wracając do tematu, jak grupa „To My” przyjęła pomysł upiększenia szpitala?

Wszyscy zgodzili się bardzo chętnie. Ale po refleksji ogarnęło wszystkich lekkie przerażenie. Oglądając sale, w których leżą chorzy, doszedłem do wniosku, że obrazy muszą być duże, namalowane żywymi kolorami, że powinny nieść ze sobą skojarzenie radosnych i pozytywnych emocji. Muszą odwoływać się do wspomnień, dzieciństwa, miłych przeżyć. Stąd tematyka podjęta przez artystów, łąki, brzozy, ptaki, wiosenne i letnie kwiaty, para na spacerze w czerwieni zachodzącego słońca, jeziora i lasy. Wszystko to, co może budzić pozytywne wspomnienia, by chorym pomóc uciec od cierpienia i przenieść się w sferę marzeń i wyobraźni, do tego, czym kiedyś żyli. Naszą grupę tworzą emeryci, którzy często żyją skromnie, a mimo to wszyscy się zobowiązali przekazać coś innym. To nasz dar serca. W życiu tak to wygląda, że przeważnie dzielą się z innymi ci, którzy mają najmniej. Osoby, które ciułają pieniądze, z założenia nie myślą o innych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.