Orędownicy nadziei

Klerycy z WSD "Hosianum" byli na granicy z Ukrainą, gdzie jako wolontariusze pomagali uchodźcom.

Po dwunastogodzinnej podróży dojechali na przejście graniczne w Krościenku. Tam pomagali pod szyldem Caritas w wiosce utworzonej z namiotów, w których wydawano uchodźcom m.in. ciepłe napoje i posiłki.

- Utworzyliśmy drugi punkt umiejscowiony w strefie neutralnej przejścia granicznego. Osoby, które przekroczyły granicę ukraińską, oczekiwały na transport do miejscowości Łodyna, gdzie znajduje się punkt rejestracji. Stały godzinami na wielostopniowym mrozie, a przecież to były matki z dziećmi i osoby starsze. Zanosiliśmy im ciepłe napoje, gorącą zupę - opowiada kl. Marceli Rydzewski z Wyższego Seminarium Duchownego „Hosianum”.

Orędownicy nadziei   Staraliśmy się być orędownikami nadziei. Zapewnić, że po naszej stronie jest bezpiecznie, jest pomoc. Hosianum

Do pomocy na granicy pojechało trzech kleryków roku propedeutycznego. - Było nam dane poświęcić swój czas i wysiłek, zetknąć się z uchodźcami, widzieć ich zmęczone twarze, ból mięśni, kiedy trzyma się godzinami dziecko na rękach, jak i uśmiech, kiedy dostali kubek z herbatą - uważa kl. Mikołaj Kulczyński.

- Ci ludzie opowiadali, że do granicy jechali po kilkanaście godzin. Często nie mieli z sobą żadnego dobytku. Matki z dziećmi miały tylko jakiś plecaczek, bo dodatkowa torba to ciężar nie do udźwignięcia, kiedy trzeba nieść na rękach swoje potomstwo. Oni stali da dworze, na mrozie, czekając na transport, żeby znaleźć się jak najdalej od granicy - opowiada kl. Grzegorz Katanowski.

Jak mówią, starali się wlać nadzieję w ich serca, pokazać, że jest dobro. - Szczególne emocje wzbudzały we wszystkich dzieci… Wolontariusze robili pacynki z rękawiczek, balony, grali z nimi w warcaby, a za pionki robiły cukierki. Wszystko po to, aby je czymś zająć, dać wytchnienie, namiastkę normalności - uśmiecha się Mikołaj. Wspomina chłopca, który miał tablet i za pomocą translatora próbował z nim rozmawiać. Pierwsze pytanie, jakie zadał, brzmiało: „Czy nie jesteś za bardzo zmęczony?”.

Orędownicy nadziei   Wolontariusze robili pacynki z rękawiczek, balony, grali z nimi w warcaby, a za pionki robiły cukierki. Hosianum

Granica to miejsce, gdzie mieszają się różne emocje. - Przeżywaliśmy to bardzo, widząc rozdartych wewnętrznie ludzi. Część z nich wiedziała, dokąd zmierza, bo mają tu rodzinę czy przyjaciół. Inni kompletnie nie wiedzieli, co mają ze sobą zrobić. Do tego bariera językowa. Często uchodźcy mają z sobą jedynie plecak lub reklamówkę z jedzeniem. „Namiot nadziei”, który prowadzi Caritas, jest miejscem, gdzie uchodźcy mogą zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy - opowiada ks. Radosław Czerwiński.

Orędownicy nadziei   Częste były sytuacje, kiedy do granicy swoje żony z dziećmi transportowali mężowie. Tu żegnali się… Rodziny przekraczały granicę, a ojcowie wracali, by walczyć o wolną Ukrainę. Hosianum

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..