W konkatedrze św. Jakuba w Olsztynie zakończyły się misje święte, które prowadzili ojcowie redemptoryści.
Ostatnie misje święte w parafii odbyły się dwadzieścia trzy lata temu. - To duży odstęp czasowy, biorąc pod uwagę fakt, że zwyczajowo powinny odbywać się co dziesięć lat. Pomyślałem, że trzeba podjąć tę tradycyjną formę ewangelizacji, tym bardziej, że są trudne czasy dla Kościoła. Wielu wiernych przeżywa próbę wiary. Misje święte mają na celu ożywienie wiary - przybliża proboszcz ks. Artur Oględzki.
Już w trakcie kolędy kapłani informowali wiernych o terminie misji świętych. - Później przez trzy miesiące na każdej Mszy św. modliliśmy się o owocne przeżycie tego czasu. Przygotowaliśmy foldery zawierające termin i program rekolekcji - mówi proboszcz.
Przez siedem dni rekolekcje głosili ojcowie redemptoryści. Wierni mogli odnowić przyrzeczenia chrzcielne, obrać Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela. Był dzień pojednania, chorych i rodziny. Było spotkanie z młodzieżą, z osobami żyjącymi w związkach niesakramentalnych, katecheza dla rodzin i błogosławieństwo dzieci.
Czym różnią się misje święte od rekolekcji? - Przede wszystkim trwają dłużej. Rozpoczynają się w sobotę wieczorem i trwają przez tydzień do niedzieli włącznie. Misje poruszają podstawowe tematy, które nie zawsze są poruszane podczas rekolekcji - wyjaśnia o. Jan Ćwikowski CSsR.
Takimi głównymi tematami są: miłość Boga, grzech, pojednanie z Bogiem i człowiekiem, przygotowanie do sakramentu pokuty, prawdy wieczne, rzeczy ostateczne, prawdy o Eucharystii, o chrzcie świętym. Jest również uroczystość odnowienia przyrzeczeń małżeńskich. W sobotę, w dzień maryjny, odbywa się zawierzenie parafii Matce Bożej z błogosławieństwem dzieci. - Misje kończymy w niedzielę, stając pod krzyżem misyjnym. Jest wyznanie wiary, oddanie czci krzyżowi. Wówczas głosimy ostatnią katechezę - mówi redemptorysta.
Zauważa, że po misjach następuje widoczne ożywienie wiary w parafii. - Jeśli misje są dobrze przygotowane, to naprawdę parafia jest poruszona. Widać zwiększającą się liczbę osób chodzących do kościoła, przystępujących do spowiedzi i Komunii świętej, chcących wstąpić do różnych wspólnot działających przy parafii. Misje kończą się wezwaniem do dania świadectwa, że macie być świadkami Jezusa Chrystusa. Powinniście mówić i dzielić się swoim doświadczeniem przeżytych misji. Takie poruszenie widzimy w tej parafii - mówi o. Jan Ćwikowski CSsR.
Współczesny człowiek jest zabiegany, uwikłany w dziesiątki obowiązków, nieustannie zarzucany setkami informacji. Często nie myśli o rzeczach ostatecznych, wręcz stroni od tematu śmierci. - My mówimy też o końcu życia na ziemi. Co ciekawe, efekty widać w konfesjonale. Ludzie, poruszając w konfesjonale swoje problemy, mówią, że o rzeczach ostatecznych dawno nie słyszeli, a katecheza bardzo ich dotknęła. Myślą o swoich dzieciach, które się pogubiły. Okazuje się, że rzeczy ostateczne są tak mocne, że ludzie mają ożywione pragnienie pojednania się z Panem Bogiem. Sięgają głębiej, wyznają grzechy zapomniane i zatajone. Właśnie dlatego, że ktoś im uświadomił, że życie kiedyś się skończy, muszę - stając przed Panem Bogiem - z niego się rozliczyć. Jesteśmy zabiegani i o tym nie myślimy - uświadamia redemptorysta.
Podkreśla, że codzienność przyprószyła napięcie eschatologiczne, napięcie przed spotkaniem z Panem Bogiem. - Kiedyś tą prawdą ludzie żyli. Dziś żyją, jakby Jezus ponownie nie miał przyjść, jakbyśmy nie mieli umrzeć. A tu nagle misjonarze mówią o śmierci, o piekle, o niebie i czyśćcu. To porusza serca ludzi - mówi misjonarz.
Niemyślenie o rzeczach ostatecznych jest owocem lęku, co jest efektem działania szatana. Człowiek wierzący wypełniony jest bojaźnią Bożą, która skłania do nieustannego nawracania się. - Z powodu lęku uciekamy, chowamy się, zamykamy w sobie. Dzisiaj często na pogrzeby nie zabiera się dzieci; bo to jest trauma, po co dziecko ma to widzieć. A zmarłego się tak przygotowuje, że lepiej wygląda, niż za życia. Człowiek chce zapomnieć, że istnieje śmierć. Bojaźń Boża, czyli świadomość rzeczy ostatecznych, ona mnie nastraja, żebym był gotowy na spotkanie z Panem, który jest miłością, który jest jednocześnie sprawiedliwy. Kiedy się lękam i wypieram te prawdy, jestem na drodze potępienia. Bojaźń Boża prowadzi do radości, lęk do śmierci duchowej - uważa redemptorysta.
Podkreśla, że podczas misji świętych słyszy wiele zdań: „Ojcze, czuję, że jestem przygotowany na odejście. Pan Bóg pozwolił mi wydobyć z siebie grzechy, których nie wyznałem. Jestem szczęśliwy, że mam czyste serce”.
- Zdarza się, że przychodzą do spowiedzi świętej osoby, które nie spowiadały się przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Z jednej strony czuję smutek, że ktoś tyle lat żył bez łaski Chrystusa. Z drugiej radość, że otworzył swoje serce. Myślę wówczas, że już wiem, dla kogo przyjechałem na misje, dla tego jednego grzesznika. To jest ta radość misji - uśmiecha się o. Jan Ćwikowski CSsR.