Nowy numer 38/2023 Archiwum

Musiał wrócić do rewiru

Był ceniony przez wielu kapłanów i parafian. Umiał bronić Kościół przed fałszywymi naukami i oszczerstwem, a w kazaniach i naukach religii ukazywał prawdę.


Ksiądz Leo Olschewski urodził się 14 kwietnia 1894 r. w Królewcu. Od najmłodszych lat kochał przyrodę. W mieście nie czuł się najlepiej i często chodził na pola, spacerował po lesie. Po zdaniu matury wstąpił do seminarium w Braniewie. Gdy wybuchła I wojna światowa, jako kleryk, już po otrzymaniu niższych święceń, został sanitariuszem, a potem żołnierzem we Francji i na Litwie. Po zakończeniu działań wojennych powrócił do seminarium. 23 listopada 1919 r. we Fromborku otrzymał święcenia kapłańskie.


Kapłański szlak


Pierwszą pracę duszpasterską ks. Leo podjął w Żegotach, gdzie początkowo był wikariuszem, następnie komendariuszem. 12 sierpnia 1920 r. otrzymał nominację na administratora w Tylży. Była to rozległa parafia, w której skład wchodziło wiele wiosek. Dwa lata później ks. Leo został ustanowiony proboszczem misyjnym w Wisch-willach, w diasporze kłajpedzkiej. Pracował tam przez 13 lat. 6 maja 1935 r. został stamtąd wysiedlony. Skierowano go do posługi duszpasterskiej w Prawdziskach na Mazurach. Jednak nie pozostał tam długo. W tej parafii mieszkało wielu katolików narodowości polskiej, a ks. Leo nie znał dobrze języka polskiego.

Został więc kuratusem (dawne określenie rektora kościoła) w Glaznotach koło Ostródy. Wkrótce powrócił do okręgu kłajpedzkiego. Był proboszczem w Bilderweitschen w dekanacie tylżyckim. 27 października 1938 r. otrzymał nominację na proboszcza w Tylży. Praca tam nie należała do łatwych – rozległa parafia, skomplikowana sytuacja polityczna na tym terenie. Naziści kontrolowali ks. Leo Olschewskiego, wielokrotnie przesłuchiwali go, śledzili, gdyż w swoich kazaniach miał odwagę krytykować NSDAP.


Ukazywał prawdę


Ksiądz Leo Olschewski często mówił, że w pięknie natury człowiek w sposób naturalny i dogłębny jest w stanie uwielbiać Boga Stwórcę. Lubił długie spacery po lesie, wsłuchiwał się wtedy w odgłosy przyrody. Był towarzyski. Ze wspomnień ludzi wynika, że wszędzie, gdzie przebywał, wnosił radosną atmosferę. Podczas rozmów uwidaczniała się jego obszerna wiedza z zakresu historii i zagadnień starotestamentalnych. Znał język hebrajski oraz Pismo Święte. Aby rozpowszechniać wiedzę, opracowywał dla parafian różne konkursy. Kiedy pracował w obszernych terytorialnie parafiach, z chęcią wybierał się w podróże, by dotrzeć do wszystkich i objąć ich duszpasterską opieką, ułatwić dostęp do sakramentów świętych. Jego umiłowanie prawdy przejawiało się w odważnej obronie Kościoła przed fałszywymi naukami i oszczerstwem. Choć był prześladowany przez nazistów, heroicznie bronił wiary i nigdy nie wyparł się Jezusa Chrystusa.


Śmierć w bloku 26


Lubił jeździć na polowania. Był chętnie zapraszany przez myśliwych, a to ze względu na jego radosne usposobienie. Podczas powrotu z jednej z wypraw wszyscy zatrzymali się w gospodzie na posiłek. Przy stole wywiązała się dyskusja na temat okrucieństwa Armii Czerwonej, której żołnierze siali strach na zajmowanych terenach. – A nasza SS? – zapytał retorycznie kapłan. Ktoś z gości będących w gospodzie doniósł nazistom o jego zachowaniu. 25 sierpnia 1941 r. kapłan został aresztowany, a 19 grudnia wywieziony do obozu w Dachau – miejsce to słynęło ze szczególnego okrucieństwa względem kapłanów. Zarzucono mu „rozpowszechnianie wiadomości o przestępstwach popełnionych przez Wehrmacht w Rosji podczas wojny oraz za duszpasterstwo wśród Polaków”.
– Ksiądz Olschewski był wówczas jeszcze wesoły i rześki. Potem przeniesiono go do bloku 26. To był tzw. blok kapłański. Latem 1942 r. w kaplicy obozowej przyjął sakrament chorych. Udał się do rewiru. Wiadomo, że blok chorych, zwany rewirem, był miejscem nie tyle leczenia więźniów, ile miejscem przyspieszania śmierci – wspomina ks. Hubert Czechowski z Rynu Reszelskiego. – Ksiądz Leo, gdy przybył do obozu, wyglądał dobrze. Był pracowity. Lecz z biegiem czasu zaczął chudnąć, szczególnie po otrzymaniu wiadomości o śmierci matki. Gdy pewnego dnia zmęczony pracą zasłabł, przebywał przez pewien czas w rewirze. Po powrocie stamtąd miał przerażająco zmienioną twarz. Jego wygląd zapowiadał zbliżającą się śmierć. Oczy miał opuchnięte. Wkrótce musiał wrócić do rewiru – wspomina rektor Heinz Dresbach z Schönstatt. Ks. Robert Pruszkowski z Węgoja, który przetrzymał życie obozowe i wrócił do domu, przekazał wiadomość, że ks. Olschewski zmarł 11 sierpnia 1942 r. Ks. Leo zginął śmiercią męczeńską w Dachau za wiarę, prawdę i wierność Kościołowi katolickiemu.


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast