Zbrodnia, masakra, tragedia... czy tylko to nas interesuje?
Gdzie są granice dziennikarstwa? Istnieją w ogóle jakieś? Czy są takie tematy, które lepiej przemilczeć? W ostatnich latach te granice – nawet jeśli kiedyś istniały – coraz bardziej się zacierają. Coraz częściej w przekazywaniu wiadomości króluje nie fakt, ale emocja. Emocja, z którą przejmuje z kolei odbiorca i na jej podstawie buduje swoją ocenę danej sytuacji.
Żeby nie szukać daleko – sprawa tragicznej zbrodni z Lubawy. Co zazwyczaj robią dziennikarze? Jadą na miejsce, rozmawiają z sąsiadami, władzami, zapraszają do studia specjalistów, opowiadają ze szczegółami, co się zdarzyło, snują wizje... tak przez 2–3 dni, a potem koniec. Temat już nieaktualny, trzeba szukać następnego. A co dalej z tą rodziną, z dziećmi, z sąsiadami? Przypomną sobie o nich dopiero podczas rozprawy czy wydania wyroku.
Gdzie jest ta granica? Czy makabryczną zbrodnię naprawdę trzeba tak nagłaśniać? Czemu to – oprócz budowania emocji – służy? I tu bardzo pozytywna sprawa – słuchacze Radia Olsztyn sami zaczęli zadawać te pytania dziennikarzom, właśnie po relacji z Lubawy. Radiowcy w specjalnym programie tłumaczyli, że ich obowiązkiem jest informowanie społeczeństwa o takich sprawach po to, żeby uniknąć w przyszłości takich sytuacji. Informowanie to jedno – mówili słuchacze – ale czy naprawdę trzeba robić z tego dwudniowy program, rozdrapywać rany? Tutaj prowadzący program zapewnił, że każdy dziennikarz przygotowany jest do pisania czy mówienia o każdej sprawie, nawet najtrudniejszej. Każdy też ma jakieś granice, których nie przekroczy, jakiś wewnętrzny głos... Słowo „sumienie” nie padło, ale chyba o to chodziło.
Sumienie dziennikarzy... tak, jest coś takiego. Każdy oczywiście ma indywidualnie ukształtowane i skierowane na inne wartości. Na szczęście i odbiorcy mają sumienia i mogą dowolnie wybierać swoje media.