W kraju trwa moda na referenda. To najbardziej medialne, w Warszawie, ciągle przed nami, ale i u nas ich nie brakuje.
W ostatni weekend odbyło się kolejne już – czwarte w tym roku – referendum na Warmii, a 9. z kolei od początku kadencji samorządu. Tym razem za głosowaniem burmistrza i rady miasta głosowali mieszkańcy Ornety. Inicjatorzy odwołania burmistrza Ireneusza Popiela zarzucali władzom miasta m.in. to, że nie konsultują z mieszkańcami ważnych decyzji dotyczących miasta oraz brak spełnienia obietnic wyborczych.
Referendum czyli przez wielu nazywany „egzamin z demokracji” w Ornecie jest jednak nie ważne. O ile pod wnioskiem grupy referendalnej podpisało się ponad 1000 osób, to w prawdziwym referendum do urn poszło tylko 460 z 10 tysięcy uprawnionych. Zatem z powodu niskiej frekwencji (4,52 %) referendum zostało uznane za nieważne.
Trudno mi to zrozumieć – przecież skoro ktoś podpisał wniosek o referendum to teoretycznie powinien być zdecydowany na odwołanie burmistrza i rady miejskiej, a tym samym wziąć udział w prawdziwym wyborze. Oczywiście, są wypadki losowe, ale niemożliwe, żeby dotknęły one ponad 500 osób.
Przyczyn takiego stanu rzeczy może być kilka – część mieszkańców Ornety podpisując wniosek nie wiedziała, jakie są tego konsekwencje i koniec końców uznała, że jednak za odwołaniem burmistrza wcale nie jest. Niektórzy mogli w tym czasie zmienić zdanie, ale najwięcej wątpliwości budzi działanie nieodwołanego burmistrza Ireneusza Popiela, który rozsyłał mieszkańcom ulotki zatytułowane „Nie idźmy na referendum”. Sąd Okręgowy w Olsztynie zakazał dystrybuowania ulotki.
Niska frekwencja podczas referendum na pewno świadczy o tym, że inicjatorzy tego „egzaminu z demokracji” nie przekonali mieszkańców Ornety, że władze w mieście należy zmienić. Burmistrz Ireneusz Popiel twierdzi, że cała inicjatywa to „odwet wąskiej grupy ludzi za odsunięcie ich od władzy i utratę wpływów”. Być może tak jest, wówczas organizowanie referendum jest tylko stratą czasu i pieniędzy. Jednak tak, jak nie podoba mi się wzywanie do bojkotu referendum w Warszawie, tak nie mogę zaakceptować takiej formy nawoływania w żadnym innym mieście. Demokracja ma to do siebie, że każdy ma prawo się wypowiedzieć - „za” lub „przeciw”, ale na pewno w demokracji nie chodzi o to, żeby sprawy mojego miasta czy kraju zostawić innym.