Co sprawia, że człowiek jest szczęśliwy? To odwieczne pytanie, które towarzyszy kolejnym pokoleniom.
W niedzielę (2 lutego) w Kościele będziemy obchodzić dzień życia konsekrowanego. Ze względu na specyfikę mojej pracy dość często rozmawiam z siostrami zakonnymi, zakonnikami i księżmi. Wielokrotnie po rozmowach, kiedy pełen tchnień rozważałem w sercu treść i obrazy spotkania, rosło we mnie dziwne przekonanie, że są to ludzie tak po prostu szczęśliwi. Szczęśliwi bez szukania przyczyn tego stanu, bez psychologicznej analizy, bez zaglądania do ich lodówek, pokoi. Oni tak po prostu są szczęśliwi. Owszem, oni też mają różne dnie, czasem pokłócą się ze współsiostrami czy też braćmi, czują pustkę, jakąś tęsknotę, a czasem po prostu boli ich głowa, ręka, no nie wiem, o właśnie – boli jeszcze ząb. Ale oni są po prostu szczęśliwi. Oni – osoby konsekrowane.
Ostatnio miałem okazję rozmowy z siostrami z Klasztoru Mniszek Klarysek Kapucynek w Szczytnie. Powiem szczerze, że po wizycie u nich miałem wiele przemyśleń. Ich prostota ducha, niespotykane w życiu codziennym poczucie humoru, szczerość rozmowy i świadectwa ich powołania – wywarły na mnie ogromne wrażenie. „To nie ja wybrałam, a zostałam wybrana. Jakby Jezus wziął mnie i przeniósł, postawił u drzwi klasztoru. Od tego momentu czuję się spełniona, mogę być sobą, mogę być zwykłą dziewczyną, nie muszę grać. To niczym sytuacja, w której ktoś zawierza się ojcu, bo on wie, co jest dla dziecka dobre, a dziecko bezgranicznie mu ufa” – mówiły siostry.
Każdy z nas został powołany. Jeśli jest tego świadom, co dzień wypełnia listę sporządzoną przez Boga. Ale nie jest to obowiązek, a słodki przywilej. Tylko nam, uwikłanym w codzienność, w podatki, politykę, informacje w mediach, w kredyty, pogoń za posiadaniem, trudniej jest to zrozumieć i tak postrzegać każdy dzień. Może wystarczy codzienna modlitwa, medytacja, wyciszenie, aby odczytać tę listę i cieszyć się wieczorem z wypełnionych zadań? Muszę się zatrzymać i przemyśleć to, spojrzeć, pokochać… Ktoś mi pomoże?