Bo w mieście człowiek jest anonimowy. Na wsi nie.
Maj - najpiękniejszy miesiąc roku, kiedy przyroda szaleńczo mieni się jaskrawą zielenią, żółć kwiatów rozlewa się na łąki, a ptaki od rana budzą świat swymi trelami. Oczywiście, tego nie widać tak dobrze w mieście, ale na wsi, patrząc na pola, łąki i jasne smugi brzóz odcinających się od ciemnej zieleni świerków i sosen, człowiek wie, że rodzi się nowe. Wiedzą to również mieszkańcy Gronit, niewielkiej wsi wciśniętej między warmińskie pagórki.
Maj jest miesiącem poświęconym Maryi Matce. W kościołach odbywają się nabożeństwa majowe. Ale tam, gdzie nie ma kościołów, są przydrożne kapliczki i krzyże, wokół których gromadzą się ludzie, z książeczkami w dłoniach śpiewają litanię loretańską. I choć wydaje się, że ta tradycja zanika, to tylko dlatego, że tak mówią niektórzy, że media chcą już na zawsze pogrzebać tradycje związane z naszą wiarą.
Jednak, jeżdżąc po Polsce, można przekonać się, że ciągle przy krzyżach spotykają się ci, dla których maj to miesiąc maryjny. - Kiedy wracałam z jakiejś wycieczki czy pielgrzymki, widziałam kobiety przy krzyżu. Stoją z książeczkami. Modlą się. Trzy lata temu zadzwoniłam do koleżanki, podzieliłam się z nią swoją refleksją. Ona odpowiedziała, że nie ma problemu, że wraz z chórem mogą przyjechać do Gronit, aby wspólnie pomodlić się, pośpiewać maryjne pieśni. I tak dwa lata temu pierwszy raz przyjechali do nas. Zebraliśmy się przy krzyżu. Czy pan wie, co to znaczy dla nas, dla ludzi? Ludzie w mieście nie doceniają pewnych rzeczy. A mieszkańcy wsi doceniają. Warto dla nich robić - mówi kronikarka Stowarzyszenia „Garian” Małgorzata Zdunek.
- Osiedliłam się tu piętnaście lat temu. Tu mieszkają wspaniali ludzie. My, jako stowarzyszenie, staramy się działać od strony duchowej. Jak tu zamieszkałam, zaczęłam interesować się historią wsi. I chociaż nie jestem rodowitą Warmianką, utożsamiam się z tym miejscem. Bije we mnie już warmińskie serce - wyznaje.
Raz w miesiącu maju w Gronitach jest uroczyste Nabożeństwo Majowe. Przyjeżdża chór, są zapraszani kapłani. Największe takie spotkanie było dwa lata temu. Po Mszy św. wszyscy udali się pod pobliski krzyż, żeby odśpiewać nabożeństwo majowe i maryjne pieśni. Po nabożeństwie odbyło się spotkanie w świetlicy. Było ciasto upieczone przez gronitczanki, kanapki i ziołowa herbata. Nie zabrakło rozmów i kolejnych wspomnień.
Przez otwarte okna do świetlicy dobiegały odgłosy zasypiającej przyrody. Krzyk żurawi, trel ptaków, klekot bocianów i szczekania psów pilnujących posesji. Gronity, wieś nieopodal Olsztyna. Miejsce zamieszkania ludzi, dla których wspólne spotkania przy krzyżu, stały się czasem nie tylko modlitwy, ale też i integracji. - Chcemy zachować to, co jeszcze możemy. Żeby ludzie nie byli znikąd. A w mieście człowiek jest anonimowy. Na wsi nie - mówi pani Małgorzata.