Jedną z grup, które licznie zamieszkiwały na terenie województwa warmińsko-mazurskiego, byli Mazurzy. Większość z nich przyjęła wyznanie ewangelickie. Pozostała jednak także grupa Mazurów, którzy są katolikami.
Do takiej właśnie rodziny należy Brygida Kasprzycka z Nadrowa, małej wioseczki położonej kilka kilometrów od Olsztynka.
Wspomina dawne zwyczaje związane z okresem Bożego Narodzenia.
– U nas nie było wigilii. To był normalny dzień przygotowań. Sprzątaliśmy dom, prasowaliśmy i tak dalej. Wszyscy się uwijali, bo w pierwszy dzień Bożego Narodzenia nie można było wziąć do ręki nawet igły – mówi mieszkanka Nadrowa.
Był jedynie zwyczaj wspólnego śpiewania kolęd w wigilijny wieczór. Wtedy wszyscy zbierali się w izbie i przy lampie rozpoczynał się wspólny śpiew. Nie było dzielenia się opłatkiem. Dopiero po wojnie zaczęto w rodzinie Kasprzyckich wprowadzać tę tradycję.
– Mój dziadek miał taki zwyczaj, że co roku lepił z mąki figury zwierząt, które były w naszym gospodarstwie i je wypiekał. Potem musieliśmy je zjeść, co miało zagwarantować dobrobyt na następny rok – wyjaśnia pani Brygida. Stałym elementem wystroju bożonarodzeniowego była również choinka. Nie można jej było jednak przystroić wcześniej jak w sam wigilijny wieczór. Było to zadanie dla dzieci. Wieszano na niej jabłka, pierniki, cukierki i bombki.
– W naszym domu na choince wieszano także świeczki i zimne ognie. Z tego powodu nie raz mieliśmy płonącą choinkę w domu – śmieje się nadrowianka. W wigilijny wieczór wszyscy stawiali talerze pod choinką i czekali, aż Pan Jezus,Chriskind, je wypełni. Oczekiwanie trwało do rana. Dzieci często wstawały w nocy, aby sprawdzić, czy są już prezenty. Po przebudzeniu wszyscy biegli zobaczyć, co tym razem znalazło się na talerzu.
– Prezenty z mojego dzieciństwa były proste: słodycze i coś, co było w danym roku potrzebne dziecku - wspomina Brygida. Centralnym momentem świąt był u Mazurów uroczysty obiad. Wtedy też nie odwiedzano sąsiadów. Cały dzień poświęcony był rodzinie. – Moja mama czytała dużo książek i wieczorem opowiadała nam różne historie. Wszyscy siadaliśmy wokół niej i z otwartymi buziami słuchaliśmy. A potrafiła pięknie to robić. Dziadek natomiast był specjalistą od mazurskich wierszyków i przyśpiewek – mówi gospodyni z Nadrowa.