Ten, który przewodzi, nie zawsze idzie z przodu, żeby się pokazać. Idzie z tyłu, by zadbać o tych, którzy potrzebują opieki.
Kilka pokoleń oazowiczów pochyliło się nad słowami z Ewangelii wg. św. Marka (10, 35-45), gdzie Chrystus mówi m.in.: „Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich”.
Pierwsze spotkanie Szkoły Animatora Ruchu Światło–Życie rozpoczęło się od namiotu spotkania, czyli rozważania słowa Bożego i czasu dzielenia się refleksją, co Bóg do mnie mówi, czego oczekuje. I zawsze aktualne pytania, które powinien zadawać sobie każdy z nas: „Co dla mnie znaczy być uczniem Chrystusa?”, „Czym dla mnie jest służba?”. – Słowo Boże ma pierwszeństwo przed słowem ludzkim. Całe spotkanie może do nikogo nie trafić, bo prelegent będzie nudzić lub nie trafi z tematem – śmieje się ks. Paweł Roszyński, diecezjalny moderator Ruchu Światło–Życie. – A słowo Boże zawsze jest skuteczne. Dlatego zaczynamy od słowa, potem się nim dzielimy, by na końcu przejść do tematów formacyjnych – wyjaśnia.
Taka potrzeba
Po wielu latach w archidiecezji warmińskiej reaktywowano szkołę animatora. Jest to odpowiedź na potrzebę duchową wspólnot oazowych, które coraz liczniej powstają przy parafiach. – Daj Boże, że to tchnienie Ducha Świętego – uśmiecha się ks. Paweł Roszyński. – Chcemy, żeby ci, którzy biorą na siebie odpowiedzialność za innych, czyli wychowują innych w wierze, mieli jakieś narzędzia w ręku, żeby przeżyli dogłębne spotkanie z Jezusem, by później móc tym świadczyć i tym służyć. Kiedy czegoś sami nie przeżywamy, nie jesteśmy w świadczeniu autentyczni. A brak autentyzmu jest odczuwany od razu. Podjęliśmy ten trud po konsultacjach z kapłanami, osobami zaangażowanymi w oazę, że jest taka potrzeba. Oczywiście, nie jest to potrzeba, która narodziła się wczoraj. Ruch Światło–Życie od wielu lat widzi potrzebę formowania drugiego człowieka w celu służby innym – mówi moderator. Szkoła animatora to comiesięczne spotkania formacyjne. Kolejne odbędzie się 19 listopada w Gimnazjum Katolickim nr 22 im. Świętej Rodziny w Olsztynie, przy parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa.
To wspólnota
Na pierwszym spotkaniu formacyjnym ks. Roszyński przybliżył model służby według ks. Franciszka Blachnickiego, historię jego życia i duchowości, z której wyrósł ruch oazowy. – Często jest tak, że dla młodych ks. Franciszek to postać historyczna, nieco odległa. A trzeba pokazać, że formacja w tej wspólnocie to nie jest coś, co się kreuje dziś, ale jest to droga ku niebu, dzieło, które jest kontynuowane. Ks. Blachnicki w swoich założeniach mówił wyraźnie, że jest potrzeba kształtowania elit w Kościele, by te elity były w służbie masom, czyli osoby, którym dano więcej, które więcej wiedzą, mają służyć całej wspólnocie Kościoła. Po to szkoła animatora – żeby uformować taką grupę osób – wyjaśnia moderator. O służbie i odpowiedzialności animatora mówi również ks. Radosław Czerwiński. – Takie spotkania są odpowiedzią na potrzebę kształtowania samego siebie. Animator, choć posługuje innym, czerpie od tych, którym służy. To wspólnota, czyli wzajemne ubogacanie się – podkreśla ks. Radek.
Chrystusa, nie siebie
Krzysztof Dzikowski – Przyszedłem tu, by pogłębić swoją wiedzę i przez to lepiej służyć ludziom jako animator. Aby wiedzieć, co robić, by dobrą robotą przybliżać się do Pana Boga i pomagać innym ku Bogu iść. Myślę, że największym wyzwaniem dla animatora jest to, by głosił wśród rówieśników Chrystusa, a nie siebie. Animator to osoba, która przewodzi. Trzeba uważać, by w przywództwie nie stać się gwiazdorem i nie stać się kimś, kogo ktoś podziwia, zamiast podziwiać Jezusa Chrystusa. Wydaje się, że to jest dla mnie najtrudniejsze. Marysia Majewska – Chcę jak najlepiej przygotować się do tak odpowiedzialnej funkcji, jaką jest posługa animatora. Czuję niedobór doświadczenia i umiejętności. Mam pragnienie dobrej służby, mam poczucie odpowiedzialności za tych, których Bóg postawi na mojej drodze. Poza tym mam dług wdzięczności wobec oazy, która stała się moją drogą ku Panu. Zastanawiałam się, co to znaczy w moim życiu, być uczniem Chrystusa. To podążanie za Jezusem, kroczenie Jego śladami. Trudne to zadanie, choć droga jest znana. Problem tkwi w samym wykonaniu, by nie zgubić się na niej. Na co dzień ważne jest słuchanie Nauczyciela, pamiętanie o modlitwie, codziennym namiocie spotkania, czyli czytaniu Pisma Świętego, rozważaniu, co do mnie mówi Bóg. Bycie animatorem to służba. A służba mnie uszczęśliwia, to oddanie siebie innym.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się