To były prelekcje na trudne tematy, ale ważne, zwłaszcza na etapie rozwoju licealisty. Może dzięki takim spotkaniom uda się zapobiec pewnym zdarzeniom.
Marta Stasieło - instruktor Modelu Creighton stosowanego w naprotechnologii Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Marta Stasieło mówiła o antykoncepcji, naturalnych metodach rozpoznawania płodności i naprotechnologii. Zajmuje się uczeniem par metody Creightona, czyli systemu rozpoznawania płodności stosowanego przez lekarzy naprotechnologów.
Do Marty zgłaszają się różne pary - niektóre z wieloletnim stażem małżeńskim, inne tuż po ślubie.
- Są i pary, które starały się o dziecko kilka lat - sześć, siedem. Wcześniej próbują wielu rzeczy, jeżdżą do lekarzy, badają się. Niektórzy byli już skierowani na in vitro. Mam taką parę. Zanim się zdecydowali, przyszli do mnie, wysłuchali wyjaśnień odnośnie do karty obserwacji, byli zdziwieni, że nikt im takich rzeczy nie wyjaśniał, że warto zbadać różne objawy. W konsekwencji zrezygnowali z in vitro. Są teraz pod opieką pani doktor w Gdańsku - mówi.
Ale to nie jedyny przykład. U innej kobiety lekarz zdiagnozował niedrożne jajowody. Efekt - skierowanie na in vitro. Para w między czasie trafiła do naprotechnologa Macieja Barczentewicza z Lublina, który podjął się udrożnienia. - Lekarz od in vitro odradzał im to, mówiąc, że to jest niemożliwe. Że to strata czasu i pieniędzy. Nie posłuchali go. Pojechali do Lublina, poddali się leczeniu. Niebawem kobieta zaszła w ciążę. Urodziła się Dagmara - mówi Marta.
O in vitro często słyszy się w mediach, i to w samych pozytywach. O naprotechnologii znacznie mniej, a jeśli już, to raczej przedstawiana jest jako metoda Kościoła, jakiś kalendarzyk małżeński. - Czytałam kiedyś na blogu o in vitro komentarze dotyczące naprotechnologii. I wstawiałam komentarz, że tak nie jest, jak piszecie, że nie pomaga to mężczyznom; to nie jest tak jak piszecie, że przy niedrożnych jajowodach czy endometriozie nic nie można; to nie jest tak, że to są tylko obserwacje, to jest konkretne leczenie. Żaden mój wpis nie został upubliczniony. Nie wiem, dlaczego. Może ktoś przeoczył? - uśmiecha się. - Mam wrażenie, że komuś zależy na tym, aby w złym świetle, kpiarsko i ośmieszająco mówić o naprotechnologii - dodaje.
- Wiem, że młodzi mają wiele pytań i wątpliwości, które wyrażają na lekcjach wychowawczych czy lekcjach religii - mówi Małgorzata Dera, dyrektorka liceum Krzysztof Kozłowski /Foto Gość - To kolejne spotkanie w naszej szkole z cyklu pro life. To były prelekcje na trudne tematy, ale ważne, zwłaszcza na etapie rozwoju licealisty. Może dzięki takim spotkaniu uda się zapobiec pewnym zdarzeniom i zmienią decyzje, które podejmuje się w życiu. Mam nadzieję, że młodzi wyciągnęli dobre wnioski. Wiem, że mają wiele pytań i wątpliwości, które wyrażają na lekcjach wychowawczych czy lekcjach religii - mówi Małgorzata Dera, dyrektorka liceum.
- To było pierwsze spotkanie w ramach zintegrowanego programu dotyczącego ochrony życia. Ale myślimy już o innych miejscowościach, szczególnie tych, gdzie działają oddziały naszego stowarzyszenia. Chcemy dotrzeć do uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Zobaczymy, jaki będzie odzew - wyjaśnia Iwona Dziak.
Podkreśla, że młodzież jest żywo zainteresowana taką tematyką spotkań. - Są bombardowani wieloma informacjami, a jednym z celów naszego stowarzyszenia jest formowanie młodych, dlatego chcemy im w ciekawy sposób podać coś alternatywnego - dodaje.
Organizatorem spotkania było Katolickie Stowarzyszenie Civitas Christiana, Oddział Okręgowy w Olsztynie wraz z XIII Liceum Ogólnokształcącym Katolickim im. Świętej Rodziny.