- Możemy więc być pewni, że tam, gdzie jest pszczoła, tam jest życie - uśmiecha się pszczelarz Krzysztof Nojszewski.
W olsztyneckim skansenie odbył się Wielki Dzień Pszczół. Była to nie lada gratka dla całych rodzin, bo pracownicy muzeum przygotowali dla nich wiele atrakcji.
Dla najmłodszych zaplanowano wyświetlanie bajek, zagadki i kącik plastyczny. Bardziej dociekliwi poznawali miododajne rośliny, a majsterkowicze wykonywali gniazda dla dziko żyjących owadów. Tu pomocą służył stolarz Dariusz Kukiełka.
- Trzeba dbać o owady. A owady giną. Są różne środki chemiczne używane w rolnictwie - mówił. Pomagał najmłodszym w robieniu gniazd. Pęk trzciny, by było wiele otworów, do których chowają się owady. Trzeba go przymocować do drewnianego daszku chroniącego „owadzi hotel” przed deszczem. Później ucho z drutu, by można było powiesić dom na gałęzi. - Często taki domek ratuje życie owadom - dodaje pan Darek.
- Nie będzie pszczół, to i nas nie będzie. One utrzymują życie na ziemi, zapylają kwiaty, rośliny. Kiedy ich zabraknie, to i ludzi nie będzie - mówi pan Ryszard. Przyjechał z rodziną do olsztyneckiego skansenu na Wielki Dzień Pszczół.
- U dziadków w ogródku często widzimy pszczoły. Czasem obserwujemy, jak siadają na kwiatach. Trochę się boimy, ale jak do tej pory żadna nas nie użądliła - śmieje się jego wnuczka Marysia. Wie dobrze, że dzięki pracy tych małych owadów jesienią i zimą na stole stoi miód. - Ja lubię szczególnie miód akacjowy - wtrąca jej mama pani Dorota.
Babcia Kazia przysłuchuje się rozmowie. Zachęca do tego, by jak najczęściej sięgać po miód. - Naturalny miód jest najlepszy. Każdy na inną chorobę, na gardło, płuca, serce. Wzmacnia organizm - mówi.
Po chwili rozmowy wszyscy idą do stolika, by uczestniczyć w grze terenowej o pszczołach. Podchodzą do pierwszej planszy, rozwiązują kolejne zadania.
Spora grupa osób stoi przy pszczelarzu Krzysztofie Nojszewskim. Trzymają pałeczki, które zanurzają w słoikach miodu, i próbują: to miód gryczany, akacjowy, rzepakowy. Może lipowy jest lepszy?
Pan Krzysztof ma pasiekę w Gromkach. Zamieszkał tan na stałe sześć lat temu, kiedy postanowił porzucić szybkie warszawskie życie. - Zamieszkałem na wsi i zakochałem się w pszczołach. One są niezwykle wrażliwymi owadami. Jeśli otoczenie jest niesprzyjające dla nich, to ich nie ma. Gdzie jest dużo chemii, tam pszczoły giną. Możemy więc być pewni, że tam, gdzie jest pszczoła, tam jest życie - uśmiecha się pszczelarz.
Dobrze pamięta pierwsze kręcenie miodu. - Ciężka praca, pot na plecach. Ale i radość, bo to efekt całorocznej pracy pszczelarza przy pszczołach - mówi. Jego dom przepełniony jest zapachem wosku i miodu. - Prowadzę słodkie życie. Nigdy nie myślałem, że aż tyle miodu będzie otaczać moje życie - dodaje.
Naukowcy szacują, że co trzecia łyżka pożywienia, które znajduje się na naszym stole, została wyprodukowana dzięki pracy pszczół.