Potrafi uskrzydlać, ale potrafi też przynosić cierpienie. Odnosimy ją do Boga, do drugiego człowieka, do rzeczy, które stają się dla nas skarbami. Czym jednak tak naprawdę jest?
Na to i kilka innych pytań starał się odpowiedzieć na spotkaniu zorganizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Lidzbarku Warmińskim ks. prof. Mirosław Pawliszyn. – Człowiek, póty jest człowiekiem, póki miłość przeżywa w sobie. Jeśli przestanie to robić, traci z człowieczeństwa coś ważnego. Dlatego jest o czym rozmawiać – uważa.
Coś się nie udało...
– Wolno nam przyjąć tezę, że w Biblii mamy opowieść o miłości, która rozpoczyna się w raju. Ale ryzykowna teza, którą stawiam, brzmi, że w raju odnośnie do miłości coś się nie udało. Pan Bóg, który jest Miłością, stworzył człowieka jako obiekt miłowania i bardzo szybko został w raju sam. Człowiek, który otrzymał od Boga miłość, błyskawicznie ją sponiewierał. Człowiek nie odpowiedział Bogu miłością na miłość. Więc się nie udało. Ale nie udała się również miłość zainicjowana w raju między człowiekiem a człowiekiem. Szybko pomiędzy Adamem i Ewą wywiązała się awantura, zrzucali winę jedno na drugie, kto był winny temu, że zerwany został owoc. I co się stało? Oni zrobili sobie przepaski. To nie jest tylko kwestia wstydu, ale też odgrodzenia się od siebie, zasłonięcia się przed drugim... Na samym początku z tą miłością jest coś nie tak. Nie jest z nią tak łatwo – mówi ks. Mirosław Pawliszyn.
Najpiękniejsi na świecie
O miłości rozprawiają teologowie, mówią psychologowie, zajmuje się nią neurobiologia... – Jednym z najbardziej liczących się neurobiologów jest Polak pracujący na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika – prof. Włodzisław Duch. On m.in. bada, czy miłość jest efektem działania w człowieku pewnych enzymów, które wywołują poczucie szczęścia, satysfakcji. Nie chcę się spierać z neurobiologami. Owszem, element poczucia szczęścia, zadowolenia jest w miłości obecny. Ale czy to wszystko? Co z matką czuwającą całą noc przy chorym dziecku z autentycznej miłości? Nikt nie powie, że odczuwa w tym momencie satysfakcję i radość. Ona przeżywa ogromny ból i cierpienie. A to jest miłość – podkreśla kapłan.
Wspomina czas, kiedy pracował w Toruniu jako duszpasterz akademicki. Na wieczorną Mszę św. przychodziła para starszych ludzi. On chorował na stwardnienie rozsiane. Żona wiozła go na wózku na Eucharystię. – I tam odbywało się coś, co zawsze mnie poruszało. Kiedy przychodziła chwila przekazania znaku pokoju, on zwracał się ku żonie, unosił drżące dłonie, ona swoją dłoń wkładała w jego ręce i on ją całował w rękę. Cudowny obraz. Można tworzyć opowieści o miłości, a w tym obrazie jest miłość najpiękniejsza. Nikt mi nie powie, że w tym momencie jest ogromne odczucie spowodowane działaniem w człowieku enzymów, emocji, przyjemności. To jest taka miłość najczystsza. Oni byli dla siebie w tym momencie najpiękniejsi na świecie – mówi ks. Mirosław.
Ty nigdy nie umrzesz
O miłości opowiadają i filozofowie. – Mówią dużo i głęboko, i pięknie. Przez dzieje temat miłości się pojawiał. Miłość ma to do siebie, że zostaje zainicjowana – tzn. potrafimy dotrzeć do źródła, do chwil, kiedy pęcznieje, aż do momentu, kiedy wypowiada się wyznanie: „kocham cię”. Miłość ma zawsze moment poranka, kiedy wszystko się budzi do życia. Tylko że problem polega na tym, iż prawdziwa miłość domaga się pielęgnacji. O nią po prostu trzeba zabiegać. Jeśli przestanie się o nią troszczyć, to nie miłość obumiera, to w człowieku postępuje coś w rodzaju gnilnego procesu, kiedy to nie miłość nie spełnia zadania, lecz my go nie spełniamy – podkreśla ks. Pawliszyn.
Odwołał się także do filozofa Gabriela Marcela, który zauważył, że człowieka trapi ból, że to, co jest najpiękniejsze, to moment zetknięcia z czymś lub kimś, po którym zostają nam tylko opowieści. Na przykład porusza go kwitnąca róża, ale potem pozostaje tylko to, co można o tej róży opowiedzieć. Dlatego człowiek w świecie jest osamotniony, a miłość wyrywa z samotności. – Marcel wygłasza definicję miłości: „Kochać drugiego to powiedzieć mu: ty nigdy nie umrzesz”, bo samotność znajduje swoją kumulację w śmierci. I o to chodzi w miłości – byśmy nie umarli – dodaje ks. Pawliszyn.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się