Gościem była s. Teresa Frąckiewicz CSC, odpowiedzialna za dzieło misyjne u sióstr katarzynek.
Podczas Mszy św. dzieci w strojach misyjnych przyniosły do ołtarza dary. - Chciałam przybliżyć tę tematykę dzieciom, ale również dorosłym i szerszemu gronu odbiorców, dlatego poprosiłam, żeby przyjechała do nas s. Teresa i opowiedziała o życiu na misjach w Afryce oraz o "adopcji serca" - mówi Magdalena Sztelman, pomysłodawczyni wydarzenia.
Po Mszy św. odbyło się spotkanie z s. Teresą w Centrum św. Jakuba. Poprzedził je taniec dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 10, które w misyjnych barwach przedstawiły "Tango Francesco". - Ten utwór pokazuje, że zadaniem każdego z nas jest wprowadzanie dobra i miłości wśród ludzi. A to też wielka misja - tłumaczy Magdalena.
- Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny kieruje myśli ku miejscom na świecie, w których ludzie jeszcze nie znają Chrystusa. Spotkania z dziećmi o misjach mają szczególną wartość. Nie na darmo polskie przysłowie mówi: "Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci". Dlatego warto dzieciom mówić o misjach, "zarażać" je chęcią pomocy misjonarzom, dzieciom z krajów misyjnych. Maluchy mogą się zaangażować poprzez modlitwę, jakieś wyrzeczenia, konkretną pomoc materialną - odkładając drobne kwoty dla "kolegi ze świata" - mówi s. Teresa Frąckiewicz CSC.
- Dzieci w swojej szczerości potrafią mocno się zaangażować w dobro. Takie działania mają szansę na to, że w kolejnych latach swego życia pomoc innym w imię tego, że jestem uczniem Chrystusa, będzie normalnością - dodaje.
Siostra przypomniała, że każdy z nas jest odpowiedzialny za przekaz wiary. - Często przypominają mi się słowa abp. Grzegorza Rysia: otrzymałem - przekazuję - tłumaczy siostra.
- Jasne, że nie każdy wyjedzie na misje, ale każdy może pomóc tym, którzy pracują na misjach. Po pierwsze modlitwą. Bez niej ani rusz. Po drugie tym, co możemy ofiarować - naszymi cierpieniami, dobrymi słowami czy zaangażowaniem finansowym na rzecz spraw misyjnych. Są takie osoby, które pomagają w konkretnej akcji, jak np. przy budowie studni czy też włączają się w "adopcję serca", pomagając dzieciom i młodzieży w zdobywaniu wykształcenia. Często są to sieroty, o które trzeba zadbać. Dzięki ofiarom z "adopcji serca" można opłacić szkołę, zakupić przybory szkolne czy jakieś rzeczy - wymienia katarzynka.
Siostry katarzynki pracują w Afryce od 1983 roku. Najpierw zaczęły od Togo, a później doszedł Kamerun i Benin. Aktualnie w tych trzech krajach pracuje pięć sióstr z Polski: cztery w Togo, jedna w Kamerunie. Poza nimi zgromadzenie ma tam afrykańskie katarzynki i jest ich 38. Poza pracą w Afryce siostry z polskiej prowincji włączyły się w dzieło reewangelizacji na Wschodzie: cztery pracują w Obwodzie Kaliningradzkim, dwie w Sankt Petersburgu i cztery na Białorusi.
- Chciałabym kiedyś pojechać do Afryki, by tym dzieciom pomóc. Chcę być w przyszłości lekarzem, więc będę je leczyć - mówi 7-letnia Karolina.
- Trzeba nam przypominać, że są ludzie na świecie, którzy nie znają jeszcze Jezusa. Przyzwyczailiśmy się do tego, że tutaj wszytko mamy. Chcę z moją rodziną wspierać misje, bo tam są dzieci, które nie mają nawet kilku procent z tego, co mają nasze dzieci. A jeśli córka zechce wyjechać na misje, to będę się cieszył. Jak widać przygotowania zajmą jej jeszcze sporo lat - mówi Wojciech, tata Karoliny.