W dzień Wszystkich Świętych na olsztyńskich cmentarzach odbyła się 17. edycja zbiórki pieniędzy na ratowanie lokalnych nekropolii.
Wśród osób zbierających pieniądze znaleźli się ludzie kultury, m.in. Irena Telesz czy Elżbieta i Andrzej Fabisiakowie. Nie zabrakło również polityków, choćby Michała Wypija czy prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza, jak również prorektora i radnego prof. Mirosława Gornowicza.
- Nieprzerwanie od 2006 r. uczestniczę w zbiórce pieniędzy na ratowanie naszych nekropolii. Staram się jak mogę, ale od lat kwestuję obok pana prezydenta Grzymowicza i z pewnym rozbawieniem czasem obserwuję, jak przechodnie idący po mojej stronie alei przechodzą na drugą stronę i jemu wrzucają pieniądze. Ale oczywiście nie jestem zazdrosny, bo przecież zbieramy na jeden cel. Mówię to oczywiście trochę żartem - uśmiecha się prof. Gornowicz.
Podkreśla, że osoby, które chcą wesprzeć renowację cmentarzy i rozumieją tę ideę, nie potrzebują zachęty. - Trudno wymagać, żeby wszyscy wrzucali pieniądze. Dlatego z wdzięcznością przyjmuję każdy datek - dodaje.
Obok profesora stoi prezydent Olsztyna. Nieustannie ktoś podchodzi, wrzuca pieniądze. - Cieszę się, że ten szczytny cel wspierają nie tylko mieszkańcy Olsztyna. Za te pieniądze możemy symbolicznie odnawiamy pamięć naszych poprzedników, mieszkańców, którzy tworzyli historię miasta, budowali je i zasługują na to, aby pamięć o nich nigdy nie zginęła. Mamy jeszcze sporo do zrobienia. Wielkie słowa podziękowania wszystkim darczyńcom - mówi prezydent Grzymowicz.
Dzięki corocznej kweście zrobiono już wiele na olsztyńskich nekropoliach. Od pierwszej edycji zebrano ponad 300 tys. zł. Warto zauważyć, że na ten cel od 2006 r. władze Olsztyna przeznaczyły 500 tys. zł. Dzięki temu możliwe jest ratowanie mogił, krzyży, ogrodzeń, a także kaplic na historycznych nekropoliach stolicy regionu - św. Jakuba, św. Józefa oraz św. Jana Nepomucena w Dajtkach.
- Cmentarz to nasze miejsce docelowe, tu wszyscy spoczniemy. Dlatego warto restaurować stare nagrobki, dbać o nie. Martwię się, kiedy widzę zaniedbane takie miejsca. To czasem jedynie symboliczna złotówka wrzucona do puszki, ale dająca satysfakcję, bo się dołożyło małą cząsteczkę do wielkiego dzieła - mówi pani Danuta.