W Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej w Olsztynie odbyła się gala patriotyczna upamiętniająca 80. rocznicę zsyłek Polaków na Sybir.
Sybir pochłonął wiele istnień, setkom tysięcy osób nie było dane wrócić do Polski. Tym, którym się to udało, po dziś wspominają upokarzające warunki, w jakich przyszło im żyć. Choć od tamtych tragicznych wydarzeń minęło osiemdziesiąt lat, to wciąż pamięć o krzywdach nie ustaje.
Ostatni sybiracy powoli odchodzą, a wraz z nimi wspomnienia i opowieści o nieludzkiej ziemi. Dlatego tak ważne są spotkania z nimi, przywracające pamięć o tragicznych losach, które człowiek zgotował człowiekowi.
Wyraża to myśl zapisana na desce przybitej do brzozowego krzyża, jedyny element, który stanowił podczas rocznicowych obchodów wystrój sceny: „Pamięci pomordowanych, zamęczonych i zmarłych w więzieniach i łagrach sowieckich, w tajgach i stepach syberyjskich, w wiecznej zmarzlinie nieludzkiej ziemi. Niech im straszliwe godziny konania wynagrodzi pamięć żyjących”.
W pierwszych rzędach siedzą ci, którym udało się wrócić do ojczyzny. - Trzeba pamiętać... Sybiracy 80 lat temu zostali wyrwani z domowych pieleszy i zabrani hen daleko na Sybir. Pakt Ribbentrop-Mołotow dokonał rozbioru Polski. Metoda Stalina na rozprawienie się z Polakami na Kresach Wschodnich była zatrważająca - mówił Zygmunt Skotnicki, członek zarządu Związku Sybiraków.
Komunizm upadł, prawda mogła być powiedziana głośno. Powstał Związek Sybiraków utworzony przez tych, którzy przez dziesięciolecia nosili w sercach bolesne wspomnienia. - Mówili o prawdziwej historii, a kiedy odchodzili, przyszedł czas na nowe pokolenie, pokolenie dzieci poczętych na zesłaniu. Uczyliśmy się tej pamięci… Bo brakowało nam rodziców, nie było komu się pożalić, oni często zostali na nieludzkiej ziemi - dodaje pan Zygmunt.
- Mam 97 lat. Syberia, czasy trudne. Najgorszy okres życia, straszne łagry. Wywieźli mnie w 1944 r., do Polski wróciłem w 1948 r. Aresztowali mnie w Wilnie za to, że byłem Polakiem, żołnierzem AK - wspomina kpt Henryk Krzyszczak, żołnierz VI Wileńskiej Brygady Armii Krajowej.
- Tata był w czterech łagrach. Jak można to wspominać? Na początku nic o tym nie mówił. Przecież nie mówiło się o tym. Później się otworzył. Mnie poruszyło to, że tata przeżył, bo nie jadł. Panowały czerwonka i tyfus. Ci, którzy jedli cokolwiek, często chorowali i umierali. I zimno, syberyjski mróz. Ci, którzy w barakach spali z brzegu, często zamarzali. Właściwie nie było ratunku, a tacie udało się przeżyć - podkreśla córka Bożena Koper.