Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Warmia w czasie epidemii dżumy i cholery

- Musimy pamiętać, że człowiek dotknięty przez epidemię potrzebuje pomocy, a ten, który śpieszy mu z pomocą, musi wiedzieć, jak odpowiedzialnie pomóc - zarówno świecki, jak i duchowny - mówi ks. Marek Jodkowski.

Na przestrzeni dziejów świat dotykały różne zarazy. Nie omijały one Warmii, często przynosząc jej mieszkańcom śmierć.

Na kartach historii znacznie zapisały się dwie epidemie: dżuma z XVII w. i cholera z XIX w. Od wieków momenty kryzysowe były wyzwaniem dla Kościoła i całego społeczeństwa, by taki trudny czas przeżyć i wyciągnąć konsekwencje na przyszłość.

Epidemia dżumy nie oszczędzała mieszkańców tych terenów. Szczególnie zostały dotknięte Lidzbark Warmiński, Braniewo, Biskupiec, Reszel i Olsztyn. Ważną rolę odegrał wtedy biskup warmiński Andrzej Chryzostom Załuski. – W dekretach dawał wskazania, jak zatrzymać szerzącą się epidemię – mówi ks. dr hab. Marek Jodkowski. W tym czasie nie ustawała modlitwa wiernych. – Wzywano orędownictwa świętych patronów, np. św. Rozalii, św. Sebastiana czy też św. Rocha. Epidemia zabrała ze sobą 12 tys. mieszkańców Warmii. Ci, którzy przeżyli epidemię, jako wota wdzięczności wybudowali sakralne obiekty – dodaje.

Tak wybudowano dwa sanktuaria pasyjne: w Lidzbarku Warmińskim, gdzie rezydował biskup, oraz w Chwalęcinie. W Olsztynie powstały dwie figury: Chrystusa upadającego pod krzyżem (dziś umieszczona na skrzyżowaniu ul. Warszawskiej i ul. Jagiellończyka) i Zbawiciela Świata (dziś stoi przy kościele NSPJ w Olsztynie).

Kolejną falę śmierci przyniosła zaraza cholery. Do jej zwalczania została powołana komisja na wzór Kolegium Zdrowia działającego w XVII w. Dotknęła m.in. Braniewo. Początkowo nie zdawano sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Dopiero gdy ludzie zaczęli umierać, mieszkańcy uświadomili sobie zagrożenie. – Cały dzień bito w dzwony pogrzebowe, co było jasnym sygnałem o kolejnym zgonie – opowiada ks. Jodkowski. – Dochodziło przy tym do irracjonalnych zachowań. Poza zalecaną kwarantanną, polegającą na odseparowaniu dotkniętych chorobą domostw, ratowano się ucieczką z miasta, porzucając nawet najbliższą rodzinę – dodaje.

Choroba zebrała jednak przerażające żniwo. W 1831 r. na 700 zarażonych braniewian zmarło aż 400 osób. W tym czasie powołano organizację społeczną, by pomagała chorym. – Zbierała ona pieniądze oraz ubrania, a – co najważniejsze – uruchomiła jadłodajnię, w której gotowano chorym posiłki. Podzielono Braniewo na dziesięć rejonów. Każdy z nich poddano pieczy „dzielnicowego”. Odwiedzał on wszystkie domy, a o nowych przypadkach zakażenia informował przełożonych, jak również lekarza oraz księdza – tłumaczy ks. Marek.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy