W Rzymie przebywa trzech księży z archidiecezji warmińskiej. Doświadczeniem ostatnich dni dzieli się z nami ks. Tomasz Pocałujko, pracujący w Kongregacji ds. Duchowieństwa.
ks. Dariusz Sonak: Jak wygląda dzisiaj sytuacja księży w Rzymie?
ks. dr Tomasz Pocałujko: Żeby naświetlić lepiej naszą sytuację, trzeba powiedzieć parę słów o tym, co jest teraz dozwolone w Wiecznym Mieście. Choć kościoły są otwarte, wierni nie mogą uczestniczyć we Mszach św. Państwo włoskie zdecydowało się ok. 2 tygodni temu na radykalne środki. Wierny nie ma pozwolenia, aby udać się do kościoła, gdyż dokument-przepustka, z którą się poruszamy, nie ma wśród istotnych powodów opuszczenia domu wyjścia do parafii. W praktyce wygląda to tak, że nie można udać się do kościoła, chyba że trzeba załatwić pogrzeb.
Jak radzicie sobie z posługą sakramentalną?
Działanie księdza jest ograniczone niemal do zera w sensie tradycyjnego duszpasterstwa. Świadomość, że można się wzajemnie zarazić, sprawia, że kontaktów duszpasterskich jest bardzo mało. Podstawowa posługa sakramentalna, tzn. Eucharystia i spowiedź, nie jest teraz możliwa. Tutaj pozwolę sobie na małą dygresję i zachętę do was, w Polsce: korzystajcie jak najszybciej z sakramentu spowiedzi przed świętami. Kto wie, czy za jakiś czas będzie to jeszcze możliwe...
Jak wierni reagują na takie odosobnienie od liturgii?
Większość wiernych we Włoszech, mam takie poczucie, akceptuje ten stan rzeczy. Mówi się tutaj teraz dużo o wzajemnej odpowiedzialności. Inni po prostu boją się i nawet gdyby mogli, to nie pójdą już do kościoła. Zdali sobie sprawę, że jedyne, co można zrobić w tej nierównej walce z żywiołem choroby, to ograniczenie kontaktów. Wygląda to naprawdę inaczej niż w naszym kraju. W dwa ostatnie dni, 26 i 27 marca, umarło tutaj 1631 osób, czyli więcej niż w tamtej chwili było zdiagnozowanych na COVID-19 w Polsce. Jednocześnie wielu z moich znajomych Włochów tęskni za Eucharystią. Niektórzy chyba dopiero teraz zdają sobie sprawę z tego, czym ona jest. Jak coś tracisz, wtedy to doceniasz.
A jak wygląda Księdza posługa duszpasterska dzisiaj?
To przede wszystkim telefon i inne narzędzia, które daje internet, ale zanim o tym, to najpierw jeszcze o czymś, tak mi się wydaje, o wiele istotniejszym. Mam na myśli modlitwę. W tym czasie modlę się więcej za osoby, które znam tutaj, we Włoszech. Nie można się spotkać fizycznie, ale można spotkać się w modlitwie. Poczułem takie wyraźne przynaglenie. Znam te osoby od lat i modlę się za nie z listą ich imion wyrytą w sercu. Tak jak mi Bóg pozwala, składam je na ołtarzu razem z ofiarą Chrystusa, codziennie. Życie duszpasterskie przeniosło się do sieci. To niebywałe: wysyp Mszy św. w telewizji, przez internet, różnych nabożeństw i modlitw. Wielu z nas kontaktuje się telefonicznie z ludźmi, którym posługiwaliśmy. Próbuję niemal codziennie zadzwonić do niektórych. Robię „przejażdżkę” telefoniczną. Tak odbieram ten czas, że jeśli jestem pasterzem, to mam być jeszcze bliżej nich, być bardziej obecnym. Czuję takie wewnętrzne wołanie. Pytam ich nie tylko standardowo, jak się mają, ale próbuję wyczuć, jak znoszą ten moment. Miałbym tutaj wiele do opowiedzenia. Np. wczoraj rozmawiałem z małżeństwem, z Sarą i Francesco, którzy mówili, że oni jeszcze „jak cię mogę”, ale największy problem mają z dziećmi, które „głupieją” z tego, że nie można wyjść na podwórko.
Czy jest to trudna forma duszpasterstwa?
Próbuję wejść w te sytuacje, a potem wstawiać się za nimi w modlitwie. Powtarzam im też, aby bez skrupułów pisali do mnie z prośbą o modlitwę, gdyby czuli taką potrzebę. Myślę, że to ważny czas dla nas księży, aby nie przespać tego momentu i stanąć obok tych, którzy zostali nam powierzeni. Jest wiele miejsca na kreatywność i ona się pojawi, ja chcę ludzi kochać. Piszę do nich e-maile, różne listy, dzielę się Bożym słowem, tym co się dzieje, szukam z nimi głębszego sensu, a nie tylko ucieczki od wirusa, by nadać czemuś znaczenie, coś pogłębić. Po tym jak rozeznam, ślę im różne rzeczy, żeby mieli poczucie, że nie są sami, że Kościół jest przy nich.
Jak wyglądają spotkania online?
Spotykamy się też za pośrednictwem internetu, gdy celebrujemy Eucharystię albo liturgię słowa Bożego. Technika w tym czasie okazuje się niesamowitą pomocą, kiedy np. 40 osób może spotkać się wirtualnie i pomodlić. Gdy się pierwszy raz tak spotkaliśmy, wzruszające było to, jak niektórzy powtarzali, będąc już ok. 2 tygodni w izolacji: „O! jak dobrze jest was widzieć!”.
Czy myślał Ksiądz w tej sytuacji o powrocie do Polski?
Gdy to wszystko się zaczęło, to wręcz natarczywie przychodziła mi do głowy Ewangelia o dobrym pasterzu, który trwa przy owcach, i o tym, który zachowuje się jak najemnik i ucieka, gdy wilk nadchodzi. Nie trzeba dopowiadać w tych okolicznościach specjalnego komentarza do tego fragmentu. Czułbym się jak dezerter, opuszczając Włochy. Nawet chyba w jakiś sposób ta cała sytuacja mi pokazała, że bardziej kocham tych ludzi, niż mi się wydawało.
Grzegorz Wielki powiedział kiedyś do jednego misjonarza, który udał się do Irlandii i biadolił, że jest mu ciężko: "Nie kocha się ludzi ze względu na miejsce, ale miejsce ze względu na ludzi". Myślę, że to się tyczy i kraju, i miasta, i wioski, i diecezji, i parafii itd. Chrystus, Dobry Pasterz, podarował nam, księżom, szczególny czas, w którym możemy być Jego przedłużeniem.