Plac przed franciszkańskim kościołem Chrystusa Króla Wszechświata stał się miejscem uwielbienia. Słowa pieśni niosły się po ulicach olsztyńskiego Zatorza, niosły modlitwę i wiarę tych, którzy podnosili dłonie ku niebu. - Cieszę się, że dziś możemy wspólnie uwielbiać Pana Boga pieśnią i uwielbieniem. Uwielbienie to piękna modlitwa, kiedy zapraszamy Pana Boga, aby działał wielkie znaki i cuda - mówi o. Beniamin Zarzecki OFM.
Plac wyznaczony murami kościoła Chrystusa Króla Wszechświata, domem zakonnym ojców franciszkanów i ulicą Wyspiańskiego stał się dziś miejscem wielkiego uwielbienia. Po wieczornej Mszy św. setki osób zgromadziły się w tym miejscu w oczekiwaniu na pierwsze akordy. Na scenie jest już Mateusz Otręba - Mate.O. To on dziś przeniesie słuchaczy w Boży świat, uniesie ich serca ku uwielbieniu Boga i Jego Syna, który za nas niósł krzyż, znak naszego zbawienia.
Rozbrzmiewają pierwsze akordy i słowa: „Godzien chwały jest Baranek. Ten, co poszedł na śmierć”. Między flagami pojawia się o. Beniamin Zarzecki OFM. Niesie krzyż. Spogląda na niego. Idzie powoli, jakby celebruje moment wkroczenia Zbawiciela między ludzi. Ci jeszcze stoją wokół placu, dając miejsce niezwykłej procesji. Umieszcza krzyż na podwyższeniu umieszczonym obok sceny. Może to być dla niektórych dziwne, że właśnie znak cierpienia towarzyszy koncertowi. Ale takie jest życie. Jezus jest, tak jak jego Ojciec, który przedstawił się, jako: „Jestem, który Jestem”. Tak rozpoczyna się koncert uwielbienia.
Olsztyn. Franciszkanie z Zatorza - koncert uwielbienia "MATE.O"
- Zatorze bardzo dużo może! - okrzyk o. Beniamina wypełnia plac, niesie się między mury pobliskich kamienic. - Witamy w naszej wspólnocie franciszkańskiej. To historyczna chwila, to pierwsze uwielbienie na dworzu na Zatorzu - oznajmia, co wywołuje aplauz wśród zebranych. - Cieszę się, że dziś możemy wspólnie uwielbiać Pana Boga pieśnią i uwielbieniem. Uwielbienie, to piękna modlitwa, kiedy zapraszamy Pana Boga, aby działał wielkie znaki i cuda - mówi franciszkanin. - Proście Pana Jezusa o wielkie rzeczy - przekonuje zgromadzonych. Wyjaśnia, że obecne flagi są symbolem Bożej łaski, że Bóg chce działać. - Błogosławię te flagi, aby były znakiem i zachętą, abyśmy otwierali się na wolę Bożą, ujrzeli, co On chce zdziałać w naszym życiu - podkreśla. Czyni znak krzyża, za nim zgromadzeni znaczą krzyż na sobie. - Wszystko w imię Jezusa Chrystusa! Amen! - mówi.
Mateusz rozpoczyna kolejną pieśń. Zachęca obecnych do podejścia pod scenę. Po chwili wszyscy stoją w jej pobliżu. Niektórzy wznoszą ręce, inni nieśmiało starają się powtórzyć słowa refrenu. Wokół trzepoczą flagi. Unoszą się, to opadają. Jak my w naszym życiu. Czasem bliżej nieba, czasem bliżej ziemi.
Ludzie, zachęceni zaproszeniem Mateusza, podeszli pod scenę. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćOd sobotniego poranka trwały w parafii Chrystusa Króla Wszechświata warsztaty uwielbienia, które prowadził Mate.O. - Mówił nam, co to jest uwielbienie - mówi zwięźle Anna Frajtag z Fundacji „Powiedz Bogu Tak”. - Zorganizowaliśmy je, by przy parafii zgromadzić całą społeczność. I nie ma znaczenia, czy wierzysz, czy nie. Mamy stanąć w jedności i wyśpiewać chwałę Bogu - wyjaśnia. Podkreśla, że to pierwsze takie wydarzenie w parafii, kiedy na zewnątrz świątyni jest koncert, kiedy dziewczyny posługują modlitwą flagami, a chętni mogą skorzystać z modlitwy wstawienniczej.
Na co to dzień niezauważalny zakątek, który wyznacza mur kościoła, mur klasztoru i ogrodzenie przy ul. Wyszyńskiego. Dziś przechodnie zatrzymują się, spoglądają na ludzi, wsłuchują się w pieśni religijne. - Wszystko po to, aby ludzie poznali, co to jest uwielbienie Jezusa. On nas zaprasza do relacji, zaprasza do znajomości, a kiedy poznasz, do przyjaźni. Jesteśmy na ziemi po to, aby uwielbiać i głosić chwałę Pana. Czy my to potrafimy? Nie, bo się wstydzimy. Dopiero uczymy się tego - uważa Anna.
Przechodnie wchodzili na plac przed kościołem. Z każdą chwilą przybywało osób słuchających koncertu. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćBez wątpienia uliczne uwielbienie, uwielbienie Jezusa w miejscu publicznym, jest złamaniem oczekiwań współczesnego świata, który mówi, że wiara jest sprawą prywatną; wierzysz, módl się w domu, módl się w kościele, ale nie mów o tym w przestrzeni publicznej. Dziś przecież usuwa się krzyże, zabrania się je nosić na piersiach, jakby krzyż był zbyt mocnym znakiem dla współczesnego człowieka.
- Łamiemy współcześnie budowane stereotypy - śmieje się Dorota Staszewska. - O to chodzi, aby pieśń uwielbienia, aby miłość Boga rozlała się w każdym sercu, które choć przez chwilę usłyszy płynące ze sceny pieśni - mówi. A ludzie przechodzący ulicą zatrzymują się, patrzą, słuchają. - Jeżeli ktokolwiek poczuje jakiekolwiek poruszenie, to jest to wielka łaska. My jesteśmy jedynie narzędziami, organizujemy to po to, żeby chwała rozlała się po ulicach, po kamienicach, po mieszkaniach - wyznaje Dorota. Podkreśla, że chrześcijanin to niezgnębiona osoba, która dźwiga krzyż na plecach życia. - Kościoły nie są smutne. W nas jest wiele radości, choć podczas modlitwy towarzyszy nam skupienie, co jest postrzegane, jako smutek. Nie trzeba się śmiać, by być radosnym. W skupieniu jest sama radość, choć na zewnątrz wygląda to niczym smutek - przekonuje.
Jedno jest pewne, czy ktoś wierzy, czy nie wierzy w Boga Ojca, w Chrystusa Jezusa i Ducha Świętego, czy przyjdzie tu, czy nie, to błogosławieństwo modlitwy i uwielbienia rozlało się na całe osiedle Zatorze, a może nawet na cały Olsztyn. Poprzez mury bloków, domów i kamienic przeniknęło i dotknęło każdego serca. - A owoce ujrzy sam Bóg - mówi Anna.
Kilka osób stanęło przed sztalugami. W trakcie uwielbienia malowały obrazy. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćObok sceny rozstawione są sztalugi. Kilka osób zamaszyście macha pędzlami. Kolor niebieski pokrywa jedno z płócien. Czy można modlić się, malując? Co wspólnego ma proroctwo z obrazem?
- Bóg się z nami komunikuje na różne sposoby. Jest bardzo twórczy - uważa Małgorzata Giżyńska. Jednym ze sposobów przemawiania są obrazy. - W zeszłym roku Bóg powołał mnie do malowania proroczego - wyznaje. Nigdy wcześniej nie malowała. Ba, nawet nie lubiła malować. - Poczułam wewnętrzny imperatyw, że do tego jestem powołana - wyznaje.
Tak słowo Boże zaczęła przekładać na obrazy na płótnie. - Bo obraz dotyka ludzi, dotyka ich serc i porusza - dodaje. - Tak się zaczęło moje prorocze malowanie. Bóg włożył mi to w serce. Okazało się, że jest wiele osób, do których Bóg mówi przez tę formę. Staję przed płótnem i się modlę - wyjaśnia. Na odwrocie zapisuje słowo Boże, które zainspirowało ją do malowania.
Wyjaśnia, że prorokować, to znaczy być w relacji z Bogiem. To poczucie duszy, która urzeczywistnia słowo Boga. Nam wydaje się, że prorokowanie, to mówienie o przyszłości, jakby zapowiadanie przyszłych wydarzeń. - Prorokować, to znaczy proklamować, ogłaszać słowo Boże. A słowo mówi, że z naszych usta wychodzi błogosławieństwo albo przekleństwo. My ogłaszamy błogosławieństwo, bo proroctwo zawsze buduje, napełnia i wzmacnia. To się dzieje w duchu. Maluję i nie wiem, o co chodzi. Ale przychodzi osoba, patrzy i ten obraz do niej przemawia, a raczej Bóg przez obraz przemawia. To wielka tajemnica relacji człowieka z Bogiem - uważa Małgorzata.
Coraz więcej osób włączało się w uwielbienie. Krzysztof Kozłowski /Foto Gość