W liturgiczne wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes w Kościele katolickim obchodzimy Światowy Dzień Chorego. - Chrystus ciągle leczy i leczy, i pokazuje kondycję człowieka zbawionego, który będzie wolny od cierpienia, umierania, od wszelkich chorób. To jest jedna z najpiękniejszych katechez Ewangelii - uważa Ks. Henryk Błaszczyk, diecezjalny duszpasterz służby zdrowia, kapelan Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie.
Krzysztof Kozłowski: W liturgiczne wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes w Kościele katolickim obchodzimy Światowy Dzień Chorego, który w 1992 r. ustanowił papież Jana Pawła II. Tego dnia modlimy się szczególnie za cierpiących, a w kościołach udzielany jest sakrament namaszczenia chorych.
Ksiądz Henryk Błaszczyk: To błogosławiony dar Ojca Świętego, który charakteryzował się ogromną empatią wobec ludzi cierpiących. Jego pontyfikat nacechowany był wręcz wrażliwością, która charakteryzowała samego Chrystusa. To Chrystus przechodzi przez ziemię, dobrze czyniąc, lecząc choroby. Ludzie lgną do Jezusa, bo jest lekarzem. Uwielbiam te wszystkie obrazy z Ewangelii, kiedy Jezus dotyka chromego i leczy go; kiedy przynoszą Mu chorego na noszach i rozbierają dach, bo nie było dostępu, tyle ludzi otaczało Jezusa. A On ciągle leczy i leczy, i pokazuje kondycję człowieka zbawionego, który będzie wolny od cierpienia, od umierania, od wszelkich chorób. To jest jedna z najpiękniejszych katechez Ewangelii. I tą Ewangelią żył św. Jan Paweł II. On wprowadził Światowy Dzień Chorego, aby uwrażliwić kultury i narody na problem chorych, na podstawową zasadę: nie wykluczamy chorych ze społeczeństwa. Chory doposaża społeczeństwo, nie zubaża.
Jest ksiądz kapelanem w szpitalu. Codziennie spotyka chorych, rozmawia, modli się za nich. To piękna, choć trudna posługa.
Praca w szpitalu to przede wszystkim obecność. Jestem. Kiedy ludzie wiedzą, że kapelan jest, to zawsze znajdą dla niego zajęcie. Podstawowym beneficjentem naszej pracy jest pacjent. Chory to nie tylko udzielanie sakramentów świętych, choć namaszczenie chorego to podstawowa posługa. Święty Jakub napisał: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5,14-15). Sakrament ten często spotyka się z niezrozumieniem. Często na widok kapłana, który idzie z olejami do chorego, jest przeświadczenie, że oto przyszedł zwiastun śmierci.
Jak dziś ludzie odbierają obecność księdza w szpitalu?
Bardzo różnie. Podstawową umiejętnością kapłana jest obdarowywanie dobrocią. Bez względu na frustracje, które ludźmi kierują. Często można spotkać się z wyrazami protestu przeciwko duchowieństwu związanym z lansowanym wizerunkiem kapłanów upadłych; tym usprawiedliwiają własną nieporadność duchową albo zaniechania w życiu duchowym. Kiedy oskarżam, jestem lepszy od tego, który przychodzi, a jest przedstawicielem upadłych. Jedyną odpowiedzią jest dobroć, serdeczność. Nie cyniczny uśmiech, a pełne dobroci wejście w tę relację, co często uspokaja, rozbraja, pozwala na spokojną rozmowę. Osoby starsze, które są po dawnej formacji katechetycznej, nie boją się księdza. Chętnie przyjmują posługę sakramentów i chętnie wchodzą w rozmowę. Młodsi są raczej obojętni. Ta obojętność jest najgorszą rzeczą, jaka może się zdarzyć człowiekowi. To obojętność na wszystko, co się wokół dzieje. Jeśli nie ma świata wirtualnego, nie ma potrzeby i zdolności do wchodzenia w relacje społeczne. I ta obojętność tworzy nowe społeczeństwo, charakteryzujące się zamknięciem na drugiego.
Czy w swoim doświadczeniu kapelana ma ksiądz szczególne momenty, które na długo pozostaną w pamięci?
Oczywiście, że tak. Najwspanialszą rzeczą, jaka może się nam zdarzyć, to spotkanie z drugim człowiekiem, z całym jego bogactwem, z jego deficytami, ze wszystkim. Człowiek dla człowieka. Człowiek wobec człowieka. Te spotkania są największym bogactwem i wspomnieniem. Niosłem posługę jako kapelan w czasie wojny w Gruzji. Była to misja w ramach działalności Zakonu Maltańskiego. Przywieziono żołnierza, który miał urwaną nogę. Przywieziono kolejnego z raną postrzałową. I jeden mówi, że jeśli moja krew jest zgodna, weźcie moją krew, niech on żyje. Bardzo mnie to poruszyło wtedy, że ranny żołnierz oddaje krew drugiemu rannemu żołnierzowi. Niedawno, tydzień temu, idę z Komunią Świętą do chorych i na oddziale neurochirurgii lekarz prosi mnie, że chciałby przyjąć Eucharystię. Kieruję się do jego gabinetu, a on, nie, tutaj, gdzie jesteśmy. Na korytarzu, pośród pacjentów i ludzi odwiedzających, uklęknął i przyjął Komunię Świętą. On ma w sobie ewangeliczną kondycję, żyje Ewangelią i potrafi doposażać swoją sztukę leczenia wartościami chrześcijańskimi. Podziwiam takich lekarzy i pielęgniarki. Koncepcja człowieka, który spotyka Chrystusa, który leczy. Wykonuje operację, a za nim Chrystus, który prowadzi jego dłoń podczas zabiegu. Spotykam lekarzy opromienionych łaską wiary. Mają w sobie spokój. Są życzliwsi, uśmiechnięci, potrafią słuchać. Zauważam, że lekarze o chrześcijańskiej kondycji mają więcej empatii wobec pacjentów.
Czy posługa kapelana w szpitalu to księdza szczególne powołanie?
W klasie maturalnej przechodziłem rozległą operację. Po raz pierwszy spotkałem ludzi głęboko cierpiących. To mnie bardzo poruszyło. Zawarłem w kaplicy porozumienie z Bogiem, że chciałbym tak żyć, by moje życie miało sens. Pomyślałem, że życie ma sens, kiedy posługuje się drugiemu człowiekowi i najbiedniejszemu z biednych. Uważam, że cierpienie niesie z sobą biedę. Powiedziałem Bogu, że jeśli pomyślnie skończy się moja operacja, to "masz mnie Boże do dyspozycji, ale tylko dla chorych". Oczywiście zapomniałem z czasem o wszystkim. Biegałem po różnych miejscach świata, aż w końcu ksiądz arcybiskup powiedział: „Wiesz co, mi się wydaje, że byłbyś dobry w pracy z chorymi”. Posłał mnie do szpitala i rozkwitłem, doświadczyłem, że to jest smak mojego życia.