W pierwszą rocznicę napaści na śp. ks. Lecha Lachowicza, w wyniku której kapłan po kilku dniach zmarł, wierni ze Szczytna modlili się w jego intencji. - Wszyscy zostaliśmy tą wieścią sparaliżowani. Modliliśmy się, oczekując na to, co będzie dalej. Łzy, niepewność, może złorzeczenie tym, którzy to uczynili, może nawet brak przebaczenia. I po kilku dniach, 9 listopada wiadomość, że serce ks. Lecha przestało bić. Zmarł o godzinie 11.00 - wspominał ks. Andrzej Wysocki.
Rok temu, 3 listopada, całą Polskę obiegła wiadomość, że ktoś napadł i skatował proboszcza parafii św. Brata Alberta w Szczytnie. Po dniach walki o jego życie, kapłan zmarł 9 listopada o godz. 11.00. W między czasie złapano sprawcę. Po przyznaniu się do winy został on skierowany na badania psychiatryczne. Mimo upływu roku, postępowanie nadal jest w toku. Już tuż po śmierci, wiele osób mówiło o śp. ks. Lachowiczu, jako o męczenniku naszych czasów. Wielu parafian twierdzi tak i dziś. Aby upamiętnić swojego proboszcza, licznie zgromadzili się o godz. 15.00 przy jego grobie, by odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Wieczorem wypełnili świątynię, by pod przewodnictwem abp. Andrzeja Dzięgi, metropolity szczecińsko-kamieńskiego, prosić o łaskę nieba dla swojego pasterza. - Rok temu przeżyliśmy szok. Wszyscy zamarliśmy, kiedy lotem błyskawicy wiadomość o napaści na ks. Lecha rozniosła się po całym mieście. Chwilę później mówiły o tym wszystkie media - wspominała pani Katarzyna. - A my przybiegliśmy do kościoła i padliśmy na kolana, bo to nasz pierwszy proboszcz, budowniczy kościoła i nas - dodała. Zamilkła na chwilę. Wyraźnie wzruszona wspominała dalej. - Zmarł. To był kolejny szok, bo jakoś tak wierzyliśmy, że mu się uda. Zawsze był taki silny. Mieszkamy już 56 lat i takiego czegoś nigdy nie było. A dziś przyszliśmy, by się za niego modlić. Ale dobry ksiądz był, to pewniej on się za nami wstawia, będąc w niebie - uznała.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł