Jeszcze nocka i będzie Wielkanocka

Tekst i zdjęcia
: Ks. Piotr Sroga

|

Posłaniec Warmiński

publikacja 15.04.2012 09:22

Warmińska Wielkanoc. Do kościoła na Rezurekcję płynęli łódką lub szli po lodzie. Wszystko zależało od pogody. A trzeba było przejść 
7 kilometrów.


Bruno i Edelgard Hanowscy z córką Krystyną 
Bruno i Edelgard Hanowscy z córką Krystyną

Tam, gdzie mieszkali przed laty, osiedliły się dziś nowe rodziny. Zostały jednak wspomnienia z życia warmińskich osiedli. Zaraz po II wojnie światowej w Kręsku, żyło ponad 100 osób – dziś jest około 30. Z biegiem czasu zacierają się szczegóły z przeszłości, dlatego Bruno i Edelgard Hanowscy chętnie opowiadają o minionych latach, w tym także o Wielkanocy.


Łódką do kościoła


– Nasze gospodarstwo liczyło 24 hektary. Ojciec zginął na wojnie, gdy miałam 2 dni. Mama sama gospodarzyła, a nas była dwójka – ja i brat. Mieszkała z nami również ciotka, ale wyprowadziła się do Gutkowa po pięciu latach, gdy jej mąż wrócił z niewoli – wspomina Edelgard. Był też dziadek, który po powrocie z niewoli bardzo chorował.
Wspomnienia z przygotowań do Wielkanocy przywołują obraz malowania jajek. –Zaraz po wojnie barwiło się je w cebuli i trawie. Na trawę mówiono zielone żyto. Można było też barwić w kawie zbożowej. Pamiętam, że na Rezurekcję wszyscy szli obowiązkowo. A do kościoła było 7 kilometrów – opowiada dawna kręskowianka. Z miejscowości, o trzeciej w nocy, wyruszała grupa wiernych, którzy wzdłuż Jeziora Wulpińskiego pielgrzymowali do Sząbruka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.