Życiodajne TAK

Ks. Piotr Sroga

|

Posłaniec Warmiński 40/2012

publikacja 04.10.2012 00:15

Promocja transplantacji. Ludzie boją się śmierci. Gdy nadchodzi, trudno z nimi rozmawiać o darze życia, który może z niej wyniknąć. W Olsztynie w najbliższych dniach będzie wiele rozmów na ten temat.

Zdjęcia z pierwszego przeszczepu nerek, którego w 2010 roku dokonano w Olsztynie Zdjęcia z pierwszego przeszczepu nerek, którego w 2010 roku dokonano w Olsztynie
Kornelia Kotwicka-Łucewicz

Temat ofiarowania narządów po śmierci budzi nerwowość i niechęć. Niektórzy uciekają przed rozmową na temat śmierci, inni boją się, że może to sprowadzić na nich nieszczęście. A przecież od świadomości ludzi w tym zakresie zależy życie wielu chorych.

Pierwsze nerki

Olsztyńskie środowisko lekarskie może poszczycić się wieloma transplantacjami wykonanymi w ostatnim czasie. – W nocy z 26 na 27 listopada 2010 roku w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Olsztynie przeprowadzono pierwszy w regionie przeszczep nerek. Operacja zaczęła się tuż przed północą. Jako pierwsza operowana była pacjentka z Zamościa, następnie pacjent z Torunia. Każdy z zabiegów trwał około 3 godzin. Transplantacje zakończyły się sukcesem, obyło się bez komplikacji, a pacjenci czują się dobrze – mówi Magdalena Kantorczyk, koordynator regionalny ds. transplantacji w WSS w Olsztynie. Dwa zabiegi przeszczepiania nerki przeprowadził zespół pod kierunkiem prof. Wojciecha Rowińskiego w składzie: dr Andrzej Kobryń – główny operator, dr Piotr Malinowski – lekarz asystujący, dr Rafał Dryzner – lekarz asystujący, dr Lidia Glinka – lekarz anestezjolog, Anna Stępień – pielęgniarka anestezjologiczna, Bernadeta Mierzicka – pielęgniarka instrumentariuszka.

Przekonać ludzi

Kluczową sprawą pozostaje uzyskanie organów od zmarłych. Bez współpracy z rodzinami jest to niemożliwe. – Według polskiego prawa, każda osoba zmarła może być uważana za potencjalnego dawcę tkanek i narządów, jeśli za życia nie wyraziła sprzeciwu. Lekarze, pod opieką których był zmarły, informują zwykle rodzinę o śmierci i zamiarze pobrania narządów do przeszczepienia, ale nie muszą prosić jej o wyrażenie zgody. Jeśli zmarły pozostawił pisemny zapis dotyczący jego woli odnośnie pobrania narządów po śmierci, lekarze respektują jego decyzję. Bliscy mogą jedynie potwierdzić opinię zmarłego na ten temat, jeśli ją znają – wyjaśnia Joanna Kostrzewa, specjalista ds. marketingu i promocji. W praktyce jednak zawsze respektuje się zdanie rodziny. – Kiedy prawo pozwalało w Polsce pobierać narządy, pionierem w tym zakresie był prof. Rowiński. To charyzmatyczna postać. Powołał do życia Polską Unię Medycyny Transplantacyjnej. Jednym z jej zadań jest promocja leczenia transplantacją. Chodzi o stworzenie lobby wśród polityków, księży i innych środowisk, które mogą oddziaływać na społeczeństwo – mówi dr Kobryń. Odbyło się kilkadziesiąt seminariów, konferencji i wykładów w różnych miejscach. Akcja objęła szkoły, uczelnie wyższe i samorządy. Promotorzy transplantacji rozprowadzają także materiały wyjaśniające procedury pobierania narządów. – Mówimy także o śmierci mózgowej. Chodzi o to, żeby ludzie wiedzieli, że w chwili śmierci nie przychodzi chirurg, by mordować człowieka. Wyjaśniamy procedury, gdyż wszystko oparte jest na bardzo dokładnych badaniach – wyjaśnia dr Kobryń. Prof. Rowiński spotykał się także wielokrotnie z przedstawicielami kurii i biskupami, by w ten sposób dotrzeć do proboszczów. – Jeśli ksiądz wyjdzie na ambonę i powie, że to nie grzech, tylko dobro, wtedy łatwiej będzie dotrzeć do ludzi – mówi olsztyński transplantolog.

Bezradność przy łóżku

– Zainteresowałem się transplantologią, gdyż jako lekarz mam wielu pacjentów, często młodych, których chciałbym uratować, a umierają mi na rękach. Nie mogłem im pomóc. Powoli docierało do mnie, iż gdyby narząd został zastąpiony, to ten młody chłopak lub młoda dziewczyna przeżyliby – mówi dr Kobryń. Podczas swoich studiów, kiedy miał praktyki chirurgiczne w Warszawie, pracował z zespołem wyspecjalizowanym w chirurgii wątroby. Szpital był ciemny, sale ogromne, a łóżka oddzielone parawanami. – Na oddziale intensywnej terapii leżała śliczna dwudziestoletnia dziewczyna. Była całkiem żółta. Siedziałem przy jej łóżku i trzymałem za rękę. Umierając powiedziała: „Nie ma dla mnie ratunku. Muszę umrzeć”. Trwało to trzy dni. Rozmawiałem z nią, pocieszałem. Zmarła. Pomyślałem o tym, że można było ją uratować – mówi dr Kobryń. Po tym wydarzeniu rozpoczął specjalizację z transplantologii. Przez pięć lat zajmował się różnymi eksperymentami, uczył się. Wreszcie w roku 1980 zaczął pracę w oddziale transplantologii.

Cena za serce psa

Na początku narządy pobierano od zmarłych, po stwierdzonej ogólnie śmierci. – Pamiętam, jak z prof. Rowińskim siedzieliśmy trzy dni w samochodzie przed szpitalem, albo spaliśmy gdzieś na kozetkach, aby w odpowiednim czasie pobrać narządy, i radość po operacji, gdy taki narząd zaczął funkcjonować – wspomina doktor. Sukcesy i darowanie życia wielu osobom przynosi poczucie spełnionej misji. Jednak, jak mówi dr Kobryń, każdy lekarz ma swój własny cmentarzyk. Doświadczył nieudanych przeszczepów albo powikłań pooperacyjnych, które doprowadziły do zgonu. Jednak radość pojawia się, gdy po trudnych przeszczepach spotyka się gdzieś pacjenta żyjącego normalnie, szczęśliwego. – Pracowałem 11 lat z prof. Zbigniewem Religą, gdy jeszcze nie zajmował się przeszczepami serca. W Warszawie na Woli, na ul. Kasprzaka. Razem z prof. Gaciągiem namówiliśmy go do pierwszego przeszczepu serca. Zbyszek nie bardzo wierzył w powodzenie. Przywieźliśmy wtedy materiały z prelekcji Cooleya, wybitnego amerykańskiego chirurga, który przedstawił sześć przypadków udanego przeszczepienia serca. I to go zmotywowało. Na początku przeszczepiliśmy serce psa. Ta próba skończyła się dla Religi źle, bo za eksperyment wyleciał z pracy. Wyjechał do Zabrza i tam szybko wszystko zorganizował – mówi doktor z Olsztyna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.