Cuda czyni nasza Matka

Posłaniec Warmiński 21/2013

publikacja 23.05.2013 00:15

O działaniu łaski Bożej, dbaniu o swoją duszę i Maryi, która współorganizuje imprezy, z ks. Przemysławem Soboniem CRL z Gietrzwałdu rozmawia Krzysztof Kozłowski.

– Jestem kapłanem, a przede wszystkim chrześcijaninem. Nie może mi więc zabraknąć czasu na rozmowę z Bogiem w modlitwie, na posługę w konfesjonale, na głoszenie słowa Bożego – mówi ks. Przemysław Soboń CRL – Jestem kapłanem, a przede wszystkim chrześcijaninem. Nie może mi więc zabraknąć czasu na rozmowę z Bogiem w modlitwie, na posługę w konfesjonale, na głoszenie słowa Bożego – mówi ks. Przemysław Soboń CRL
Krzysztof Kozłowski

Krzysztof Kozłowski: Wielu z nas nie chce brać na siebie zbyt wielu zadań. Może to trochę lenistwo, może brak wiary w siebie. Księdzu się chce?

Ks. Przemysław Soboń. Chce mi się bardzo dużo. (śmiech) Wszelką pracę wykonuję oczywiście przy pomocy współbraci, którzy przejmują część moich obowiązków związanych z posługą w sanktuarium. Dzieje się tak zwłaszcza latem, kiedy przyjeżdża do nas wielu pielgrzymów. Trzeba oprowadzać ich, służyć posługą sakramentalną, wiele czasu spędzać w konfesjonale. Jest to również czas realizacji inicjatyw, takich jak Dzień Dziecka, koncerty uwielbienia, warsztaty wokalne i liturgiczne, czy mini-Euro. A doba ma 24 godziny. Trwa to już cztery lata, kiedy w ten sposób funkcjonuję, kiedy podejmuję różne inicjatywy, które działy się w sanktuarium i oczywiście w przyszłości również będą się dziać. Całe szczęście wspomaga nas Matka Boża Gietrzwałdzka. Myślę, że to dzięki Niej ciągle znajdują się osoby chętne, włączające się w organizację i uczestniczące w naszych projektach.

Skąd u Księdza wzięły się taka siła, chęć i pomysłowość?

– Zawsze byłem dzieckiem, które wstydziło się gdziekolwiek pójść i coś załatwić. Mama wysyłała mnie do sklepu, a ja wstydziłem się poprosić o produkty, kiedy spóźniałem się do szkoły, wstydziłem się wejść do klasy. Ale w pewnym momencie się przełamałem. Zapewne był to moment działania łaski Bożej. Tak naprawdę wszystko, co staramy się robić w sanktuarium z mojej inicjatywy, ma służyć dobru. Ma służyć ludziom, Bogu i Matce Bożej. Wydaje mi się, że łaska Boża otworzyła mnie, wydobyła talenty skrywane przez lata. Dziś niektórzy próbują mnie hamować. (śmiech) Żeby ten mój rozpęd nie przesłonił ważniejszych aspektów mojego życia.

A dokładnie których?

– Jestem kapłanem, a przede wszystkim chrześcijaninem. Nie może mi więc zabraknąć czasu na rozmowę z Bogiem w modlitwie, na posługę w konfesjonale, na głoszenie słowa Bożego. Ważne jest, żeby aktywizm nie przerósł wszystkiego, co jest istotą życia. Trzeba zadbać w tym wszystkim o samego siebie, nie pozwolić na to, aby inicjatywy owładnęły człowiekiem. Co dzień trzeba dbać o stan własnej duszy.

W najbliższym czasie w sanktuarium będzie Dzień Dziecka, później koncert uwielbienia. To spore wyzwania, a czas ograniczony…

– Z czasem jest trudno. Ale jeśli ma się pomysł i znajdzie się osoby, które się nim zarażą, to cały mechanizm organizacji funkcjonuje jakby sam. Dzień Dziecka organizowany jest już po raz czwarty. I tak naprawdę, żeby dziś nie zorganizować tej imprezy dla dzieci, trzeba byłoby się dobrze postarać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.