Moja droga 
do świętości

Krzysztof Kozłowski


|

Posłaniec Warmiński 48/2013

publikacja 28.11.2013 00:15

Akcja Katolicka. Jako katolicy nie powinniśmy być bierni. Jesteśmy powołani do działania, świadczenia życiem o nauce Chrystusa. Wystarczy tylko chcieć.


Pana Stefana w podejmowanych inicjatywach wspiera żona Maria. 
– Wiem, że kiedy podejmujemy się czegoś, to wspólne działanie nie tylko sprawia, że wszystko jest łatwiejsze, ale też i zbliża nas do siebie – mówi Maria Pana Stefana w podejmowanych inicjatywach wspiera żona Maria. 
– Wiem, że kiedy podejmujemy się czegoś, to wspólne działanie nie tylko sprawia, że wszystko jest łatwiejsze, ale też i zbliża nas do siebie – mówi Maria
Krzysztof Kozłowski /GN

W Polsce Stowarzyszenie Akcja Katolicka zawiązało się w 1930 r., a na jego patrona wybrano św. Wojciecha. W ciągu niespełna 10 lat działalności stała się silnym ruchem skupiającym elity inteligencji katolickiej oraz przedstawicieli środowisk rzemieślniczych i chłopskich. Tuż przed wybuchem II wojny Akcja Katolicka liczyła około 750 tys. członków. Już wówczas święto patronalne organizacji wyznaczono na uroczystość Chrystusa Króla. Po II wojnie światowej ówczesne władze komunistyczne starały się zminimalizować rolę Kościoła katolickiego w społeczeństwie. Mimo licznych wysiłków nie udało się odbudować struktur Akcji Katolickiej. Przełomowe okazało się spotkanie biskupów polskich z Janem Pawłem II, na którym w styczniu 1993 r. papież zaapelował: „Niezastąpionym środkiem formacji apostolskiej świeckich są organizacje, stowarzyszenia i ruchy katolickie. Wśród nich szczególne miejsce zajmuje Akcja Katolicka, która kiedyś w Polsce żyła i przyniosła tyle wspaniałych owoców. Trzeba więc, aby na nowo odżyła. Bez niej bowiem infrastruktura zrzeszeń katolickich w Polsce byłaby niepełna”. I jak to ze słowami świętych bywa, słowa Jana Pawła II okazały się raczej proroctwem niźli życzeniem. Po dwudziestu latach od momentu wypowiedzenia tych słów AK rozwinęła się w Polsce, a jej działania wpisały się już w życie Kościoła. A na Warmii? Stowarzyszenie to ma również swoją powojenną historię…


Wywołać reakcję


– Pewnej niedzieli przeczytałem statut Akcji Katolickiej opublikowany w jednej z katolickich gazet. Pomyślałem, że to jest organizacja dla mnie. Po pewnym czasie zadzwonił do mnie proboszcz i mówi, że przyjedzie do Dobrego Miasta ksiądz, będzie mówił o Akcji Katolickiej, będzie spotkanie. Poszliśmy z żoną. I tak nam zostało – śmieje się obecny prezes Akcji Katolickiej Archidiecezji Warmińskiej Wojciech Ruciński. Na jednym z kolejnych spotkań wybierano zarząd oddziału AK w Dobrym Mieście. Wówczas zaproponowano mu objęcie funkcji prezesa oddziału. – Broniłem się, jak mogłem. Ale… marna obrona była – żartuje. – Bóg wiedział, co jest dobre – dodaje. Już wówczas jako dobromiejski oddział organizowali festyny, podejmowali różne przedsięwzięcia. Tak jest do dziś. I choć musi obecnie łączyć codzienne obowiązki z pracą w AK, nie żałuje swojego wyboru. – Wiadomo, rodzina jest na pierwszym miejscu. Żona, dzieci, wnuki. Dla nich zawsze mam czas. Oczywiście dochodzą do tego obowiązki związane z pracą. Jestem również radnym. Ale każdy, naprawdę każdy może znaleźć czas i na aktywność społeczną, i na pracę na rzecz innych ludzi. To ubogaca, nadaje sens – mówi Wojciech Ruciński. Wspomina rozmowę z ks. Michałem Tunkiewiczem, kiedy ten namawiał go do objęcia funkcji prezesa Akcji w naszej archidiecezji. – Pomyślałem wtedy, że dobrze, Boże, skoro tak trzeba, jestem. Przyjmuję to z wielką pokorą, ale musisz mi pomóc. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem doskonały, mam wiele wad. I dziś też to tak widzę – mówi Wojciech. Uważa, że ważną rzeczą są podejmowane przez AK inicjatywy, ale w tym wszystkim najważniejsza jest formacja duchowa. – Zawsze podkreślam, że AK to jest moja droga do świętości. Cały czas się nawracam. I kiedy napotykam trudności, wiem, że one po coś są. Szatan miesza, ale z tego musi wyniknąć jakieś dobro. Bo przecież nie organizujemy akcji dla samego organizowania, ale by pomagać, by inni mogli otworzyć swoje serce – podkreśla. Wspomina wentę, której beneficjentem był ośrodek w Kruzach, w miejscowości oddalonej od głównych dróg. – Biznesmen jechał drogą, zobaczył drogowskaz „Kruzy”. Jak później opowiadał, przypomniało mu się, że czytał o tej miejscowości, o jakiejś wencie, że jest tam ośrodek dla osób chorych. Miał trochę czasu. Zajechał. Dzięki jego pomocy wyremontowano tam łazienki – mówi Wojciech. – Bo my przechodzimy formację, aby zrobić akcję i wywołać u ludzi reakcję. Formacja, akcja, reakcja. Bóg tak przez nas działa – dodaje.


Na wsi i w mieście


Oddziały Akcji Katolickiej w naszej archidiecezji działają w parafiach miejskich i wiejskich. Podejmują różne inicjatywy, których celem jest aktywizacja społeczeństwa i świadczenie, że jako chrześcijanie dostrzegamy innych, pochylamy się nad nimi. – W styczniu organizujemy festiwal jasełek. Trwa dwa dni, a bierze w nim udział do tysiąca uczestników. Przeprowadzamy również konkurs szopek. Podejmujemy wiele inicjatyw związanych z osobą Jana Pawła II. Czuwania, nabożeństwa. Czytamy jego dzieła w kościele. Dwa razy w roku pielgrzymujemy po sanktuariach. Organizujemy także pikniki rodzinne. To są nasze akcje. Ale AK jest dla nas również formacją duchową. Msze św., przygotowywanie wybranych tematów na spotkania. To jest nasze umocnienie w wierze – mówi Michał Gojło, prezes oddziału AK przy parafii św. Jerzego w Kętrzynie. – W parafii wiejskiej też można prężnie działać, wspierać proboszcza. Wystarczy się zaktywizować – podkreśla Stefan Ruchlewicz, prezes AK w parafii św. Walentego w Klewkach. – Członkowie AK są aktywni w naszym parafialnym chórze. Od trzech lat organizujemy Konkurs Poezji i Pieśni Patriotycznej. Pomagamy w organizacji festynu… Zawsze, kiedy proboszcz potrzebuje wsparcia, jesteśmy gotowi – podkreśla Stefan. – Nie lubię się chwalić. Ale coś zawsze robimy – dodaje. Jego zaangażowanie w sprawy społeczne wynika z wewnętrznej potrzeby, ale jest też swoistą wdzięcznością wobec Boga i Kościoła, któremu wiele zawdzięcza. – Podczas stanu wojennego byłem pół roku internowany. Siedziałem w Iławie. Powiem szczerze, że resztki zachowanego zdrowia, którego nie udało się im zniszczyć w więzieniu, zawdzięczam Kościołowi. Doświadczyłem wtedy ogromnego wsparcia duchowego i materialnego. Pamiętam, kiedy odwiedził nas bp Obłąk i chodził od celi do celi. Wtedy specjalnie wyłączano światło. A on stawał, stał piętnaście minut, dwadzieścia. A światła ciągle nie było. Kiedy je włączano, on spokojnie podchodził do kolejnych drzwi celi, odwiedzał więźniów. Te wizyty i pomoc… – wspomina Stefan. – Jako katolik powinienem coś robić, działać. A Kościół w wielu momentach naszej historii był ostoją polskości, wartości, które pozwalają nam być Polakami. To się wszystko łączy.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.