Wojna cywilizacyjna

Krzysztof Kozłowski

publikacja 16.02.2014 20:40

"Gender - ideologia za maską nauki" - wykład ks. Bortkiewicza w Olsztynie.

Wojna cywilizacyjna Na wykład ks. prof. Pawła Bortkiewicza przyszły tłumy Krzysztof Kozłowski /GN

Takich tłumów w Instytucie Kultury Chrześcijańskiej im. Jana Pawła II w Olsztynie dawno nie było. Osoby przybyłe na spotkanie, nie mieszcząc się na głównej sali, stały na korytarzu. A wszystko za sprawą tematu spotkania: „Gender – ideologia za maską nauki”. Wykład na ten temat wygłosił zaproszony przez Akcję Katolicką Archidiecezji Warmińskiej i Civitas Christiana ks. prof. Paweł Bortkiewicz.

Skąd zainteresowanie?

– Stajemy dzisiaj w obliczu pytania: „Czym jest gender?”. Z jednej strony pojawia się skojarzenie z nauką, z drugiej z teorią, filozofią czy polityką – mówił ks. Bortkiewicz. Na początku wykładu prelegent wyjaśnił, dlaczego zainteresował się tę ideologią. Moment przełomowym, który zadecydował, że temu zagadnieniu poświęca tak wiele czasu, wiąże się z zaproszeniem go, by wygłosił wykład otwarty pt.: „Czy gender to dewastacja człowieka i rodziny?”. Wykład odbywał się na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Tuż po rozpoczęciu prelekcji na katedrę wskoczył młody człowiek, transwestyta przebrany w złotą sukienkę, i krzyknął: „Gender zaprasza na rozkład rodziny!”. Temu okrzykowi towarzyszyło wycie młodych ludzi zgromadzonych na galerii, jak i podobne zachowanie kilku pracowników naukowych instytutu filozofii – instytutu gender studies Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Już przed tym wykładem pojawiła się petycja wystosowana przez ponad 600 osób, które protestowały przeciwko niemu. W niej zawarte było twierdzenie, że wykład podaje – chociaż się jeszcze nie odbył – nieprawdziwe informacje, oczernia osoby zajmujące się tą nauką i posługuje się mową nienawiści. Po wykładzie także pojawia się petycja, w której jej autorzy stwierdzali, że wzbudził on wiele zasadnych wątpliwości dotyczących zgodności zaprezentowanych treści ze standardami rzetelności naukowej, jak i podstawową misją uniwersytetu. Dzień po wykładzie, pracownice Interdyscyplinarnego Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM napisały list do pani minister Kozłowskiej-Rajewicz o „naruszeniu naszych praw i godności osobistej”. Stwierdziły, że owe naruszenie dokonało się poprzez manipulowanie pojęciem „gender”.

Pani minister w ciągu 5 dni odpowiedziała na ten list, w którym twierdziła, że manipulacja „wymaga zdecydowanej reakcji i wyjaśnień znaczenia tego terminu”. – Ponieważ próbuję udowadniać, że „gender” to niszczenie rodziny, seksualizacja dzieci, dowolność wyboru płci, czy odrzucanie macierzyństwa. Mówił również o tym, że są to nieuzasadnione wyobrażenia – mówił wykładowca. Miesiąc później pojawił się komunikat Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w który ministerstwo wyjaśnia, że będzie wspierać wszystkie elementy polityki równości płci, do której odwołują się europejskie programy operacyjne i nowy program ramowy „Horyzont 2020”, bowiem zasady polityki równościowej stanowią istotne ogniowo tych programów, a ich odrzucenie eliminowałoby polskich uczonych z możliwości korzystania ze środków unijnych, które są znaczące, tzn. 30 mld euro.

Następnie ukazał się list pedagogów zajmujący się gender w edukacji, w którym to stwierdzono, że działania krytykujące gender prowadzą do przywrócenia dziewiętnastowiecznego patriarchalnego porządku społecznego. „Wychowanie utrwalające anachroniczne stereotypy płci jest sprzeczne z zasadami demokracji”, czytamy w nim. Dlatego tak ważne (według tych pedagogów) jest budowanie pozytywnego klimatu w społeczeństwie wokół gender poprzez media, dla działań podejmowanych w trosce o demokratyczny i egalitarny charakter polskiej szkoły, a w konsekwencji polskiego społeczeństwa. Przez dwa miesiące pojawia się kilka oświadczeń urzędowych.

W tym czasie, w Niedzielę Świętej Rodziny, czytano w kościołach tak atakowany list Episkopatu Polski krytykujący tę ideologię. – Chciałbym podkreślić, że urzędnicy mówią o tym, że pojęcie „gender” ma charakter naukowy, nie dąży do seksualizacji dzieci i rozbicia rodziny. Wreszcie stwierdza się, że odrzucenie teorii gender pozbawi naszych naukowców 30 mld euro, a od strony edukacyjnej oznacza regres edukacyjny do dziewiętnastowiecznego społeczeństwa. To zamieszanie uświadomiło mi, jak ważną kwestią dla nas jest wkraczanie gender do polityki, edukacji i rodzin – mówił ks. Bortkiewicz.

Manipulacja pojęciem

Czym jest więc gender? „Genderyzm promuje zasady całkowicie sprzeczne z rzeczywistością i integralnym pojmowaniem natury człowieka. Twierdzi, że płeć biologiczna nie ma znaczenia społecznego, i że liczy się przede wszystkim płeć kulturowa, którą człowiek może swobodnie modelować i definiować, niezależnie od uwarunkowań biologicznych”, czytamy w liście Episkopatu Polski. „W naukach społecznych, prawie i praktyce organizacji pozarządowych działających na rzecz równości płci, pojawia się wiele definicji gender: płci społeczno-kulturowej. Ogólnie kategoria ta odnosi się do społecznie konstruowanej płci kulturowej, odmiennej od płci biologicznej. W niniejszym tekście płeć społeczno-kulturowa pojawi się właśnie w takim znaczeniu”, czytamy w podręczniku genderowym „Od gender do transgender”.

Czy istnieje różnica między oboma określeniami? – „Gender” oznacza płeć kulturową, społeczną, która ustawiana jest w opozycji do płci biologicznej. Oczywiście płeć biologiczna jest naturalna, płeć kulturowa jest konstrukcją społeczną. Ta pierwsza jest produktem reprodukcji biologicznej, druga reprodukcji społecznej. Pierwsza jest obiektywna, druga jest subiektywna – mówił prelegent. Co stanowi najważniejszą różnicę? Płeć biologiczna jest albo męska albo żeńska. Nie ma inne możliwości. Natomiast płeć społeczna charakteryzuje się biegunowością żeńską i męską, biegunowość pośrednią, nijaką, albo ilością czynnika żeńskiego i męskiego u danej osoby.

– Mamy więc do czynienia ze skalą tzw. biegunowości i mętnych rozróżnień. Genderyści powołują się na konstruktywizm i mówią, że zależność bezpośrednia między „gender” a „sex” nie istnieje. Wnioskują, że nierówność płci i dyskryminacja ze względu na płeć nie jest wynikiem natury a struktury społecznej. Ministerstwa i decydenci próbują nam powiedzieć, że takie właśnie jest podejście gender. Jednak nurt twardy gender mówi o nieoczywistości dualizmu płci. Nie jest oczywiste, że mamy męskość i kobiecość. Dla nich jasne jest to, że płeć społeczno-kulturowa determinuje płeć biologiczną. Bo nie jest ważne – jak mówiła Simone de Beauvoir – kim się rodzimy, ważne jest to, kim się pod wpływem kultury stajemy. Problem więc polega na tym, że oficjalne dokumenty sugerują nam, że gender jest łagodną formą interpretacji kulturowej płci. Ale faktycznie, jeżeli sięgniemy do warstwy programów edukacyjnych i dokumentów prawnych, to przekonujemy się, że mamy do czynienia z twardą wersją gender, kiedy gender nie interpretuje, a dominuje płeć biologiczną, odrzuca ją – wyjaśniał prelegent.

Ale o co chodzi?

Jesteśmy informowani, że gender, to jedynie dążenie do równego traktowania w społeczeństwie kobiet i mężczyzn. Świadczą o tym liczne urzędowe informacje. Minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz w oświadczeniu o nieprawdziwej interpretacji pojęcia „gender” pisze: „Postulat równości kobiet i mężczyzn nie oznacza kwestionowania różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami. Chodzi jedynie o równość wobec prawa, dostępu do dóbr, usług, przywilejów, awansu, równej płacy za pracę tej samej wartości. Te dążenia nie eliminują w żaden sposób różnic biologicznych czy najważniejszych ról, jakie pełnią kobiety i mężczyźni, a więc roli matki i ojca, ze wszelkimi konsekwencjami dotyczącymi ich specyfiki. Dlatego też próby łączenia dążeń do wyrównywania szans między kobietami i mężczyznami z seksualizacją dzieci, zamachem na rodzinę czy promocją homoseksualizmu – nie mają racjonalnych podstaw. Te tezy nie mają nic wspólnego z właściwie rozumianym pojęciem „gender” i konsekwencjami realizacji postulatu równości.”

Jednak wystarczy wziąć podręcznik do wychowania równościowego „Edukacja bez tabu”, aby przekonać się, że rzeczywistość wygląda inaczej. – W nim mowa jest o tym, jak należy rozumieć tożsamość. „Tożsamość seksualna – sposób, w jaki dana osoba określa swoją seksualność z punktu widzenia płci osób, w których się zakochuje lub z którymi nawiązuje relacje intymne. Odnosi się do uczuć i ogólnej koncepcji samej i samego siebie”. Tu dochodzi jeszcze zdanie: „Najczęściej mówi się o tożsamościach hetero- i homoseksualnych. Jednak nie zawężajmy się do tych trzech opcji. Każda osoba może określić swoją tożsamość seksualną w całkowicie niepowtarzalny sposób, zupełnie wyjątkowym określeniem.” Czyli mogę stwierdzić, że jestem biseksualną lizbijką wychowaną na heteroseksualistkę. Śledząc sylabusy gender studies natrafiłem na taki intrygujący nurt feminizmu w postaci kobietyzmu. Pani Alice Walker, pytana o swoją tożsamość, mówi tak: „Jestem pogańską buddystką wychowaną na chrześcijankę”. Jak widać konfiguracji może być wiele – przekonuje ks. Bortkiewicz.

Podkreśla, że ministerstwo informuje, iż nie chodzi o kwestionowanie różnic między kobietami a mężczyznami. A podręcznik w ogóle nie mówi o kobietach i mężczyznach, a jedynie o tożsamości seksualnej dokonywanej na zasadzie samookreślenia. – Czy jest kwestionowanie różnic? Nie ma, bo w ogóle nie ma różnicy binarnej między kobietą a mężczyzną – wyjaśnia. W dalszej części tego samego podręcznika Carol Hunter-Geboy przekonuje, że należy unikać używania wyrażeń typu „oni”, mówiąc o osobach homoseksualnych: „te lizijki, ci geje”. Albo „my” myśląc o osobach heteroseksualnych. „Używaj języka wrażliwego na różnorodność, czyli włączającego także osoby nieheteroseksualne. Zamiast „oni” wystarczy, że powiesz osoby nieheteroseksualne czy też osoby homoseksualne” czytamy.

– Tu unika się jednoznacznego określenia, kto jest kim. Więcej, dalej autorka idzie w kierunku takim, że należy używać słowa „nieheteronormatywny”, bo to jest optymalne podejście do tej kwestii. Dlaczego? Dlatego, że wtłaczanie człowieka w rygor językowy, jesteś kobietą, jesteś mężczyzną, jesteś homoseksualistą, jesteś heteroseksualistą, to wtłaczanie człowieka w dyktat przemocy. Tak nazywała to szkoła neomarksistowska frankfurcka, tak nazywali to postmoderniści, że wszelkie opisywanie człowieka w kategoriach jednoznacznej tożsamości jest dyktatem przemocy władzy. A my chcemy od tej władzy się wyzwolić. A więc nie nazywajmy się w sposób jednoznaczny. Jestem wyzwolony od rygoru, który mnie określa na zasadzie tożsamości – wyjaśniał ks. Bortkiewicz.

Gender w nauce i prawie

Ale jak wygląda unijny program przeciwdziałania homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową? Wraz z odpowiednimi agencjami komisja wydała wytyczne zawierające doprecyzowanie, że osoby transpłciowe i interseksualne objęte są terminem „płeć”, co zawarte jest w dyrektywie 2006/54/WE w sprawie wprowadzenia w życie zasady równości szans oraz równego traktowania kobiet i mężczyzn w dziedzinie zatrudnienia i pracy. Dyrektywa na wprowadza więc nakaz nazywania osób transpciowych i interseksualnych w kategoriach płci, która ma stanowić instrument do wdrażania tzw. polityki równościowej. Podobnych przykładów można znaleźć wiele. – Czy więc w dokumentach genderowych chodzi o równość kobiet i mężczyzn, czy o równość osób LGPPQ (red. skrótowiec odnoszący się do lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transgenderycznych). Czy pojęcia „kobieta i mężczyzna” w ogóle pojawiają się w dokumentach genderowych? Czy dokumenty ministerialne, w takim układzie, stanowią kłamstwo, ignorancję, czy po prostu ministerstwo nie czyta orzeczeń prawnych i unijnych? – zastanawia się ks. Bortkiewicz.

Mechanika cieczy

Jednak postarajmy się odciąć od kościelnego gorsetu, który ponoć zawęża nasz punkt widzenia i ocenę rzeczywistości. Sięgnijmy do prac uniwersyteckich i publikacji, choćby do podręcznika uniwerysteckiego „Gender dla średniozaawansowanych” prof. Ingi Iwasiów, która prowadzi wykłady na Uniwersytecie Szczecińskim. Tam czytamy: „Czy można dziś napisać coś kobiecym ciałem? Niekonkludywnie, cyrkularnie, fragmentarycznie, macicznie, preedypalnie.” Widocznie można, bo dalej czytamy: „Można, ponieważ kobieta mogłaby być o wiele lepszym znaczącym porządku symbolicznego niż mężczyzna odczuwający przede wszystkim fallusem, czy raczej tym, co fallus funduje. Wagina, zakamarki macicy, niezmierzone terytorium niemające nawet dobrej nazwy w polszczyźnie, dałoby nam obraz świata – przyznajmy – ciekawszy od tego, który wypełniają fabryczne kominy.” – Pani Iwasiów nie odbiega od standardów europejskich. Lucy Irigaray postawiła tezę dotyczącą nauki fizyki, twierdząc że: „Jeśli fizycy zajmowali się dotąd mechaniką ciała stałego w większym stopni niż mechaniką cieczy, to z pobudek seksistowskich. Mechanika cieczy jest bowiem dziedziną kobiecą, podczas gdy mechanika ciała stałego to sprawa typowo męska. Jak wiadomo kobiece narządy płciowe wydzielają czasem płyny. Męskie zaś wystają i sztywnieją.” Jeżeli ktoś uważa tego typu brednie i dewiacje za pretendującego do miana nauki, to jest to nauka, którą powinni podlegać ocenie psychiatry, a nie niezależnych środowisk – twierdzi ks. Bortkiewicz.

Wielkie księgi

Z dokumentów urzędowych wynika, że krytycy gender kłamliwie nadają nieprawdziwe znaczenia i próbują udowadniać, że gender to niszczenie rodziny, seksualizacja dzieci. – My taki zarzut stawiamy. Czy on jest słuszny? Wystarczy wrócić do historii psychologa i seksuologa dr Johna Moneya, który postawił tezę, że dziecko do wieku 2 lat pozbawione jest tożsamości płciowej, w związku z czym tożsamość ta może zostać zmieniona pod wpływem edukacji i wychowania. On dostał okazję zweryfikowania tej tezy. Doświadczenie zakończyło się samobójstwem dorosłych już braci bliźniaków Bruca i Briana Reimerów. W ich przypadku mamy do czynienia z metodą przebierania się za dziewczynkę oraz przyspieszoną i gwałtowną edukacją seksualną. Czy to się może z czymś kojarzyć? W 2013 r. odkryliśmy w Polsce 86 przedszkoli genderowych, które robią dokładnie to, co robił Money w chłopcami. Zamiana ról poprzez ubieranie przez chłopców sukienki, bawienie się lalkami, lakierowanie paznokci. Z drugiej strony dziewczęta odgrywają role męskie. To ma służyć edukacji do równości. W tym samym roku odkrywamy standardy edukacji seksualnej WHO – wymienia ks. Bortkiewicz. Mówią one, że dzieci powinny być poddane edukacji seksualne już od 4. roku życia. Między 9. a 12. rokiem życia dziecko powinno nauczyć się skutecznie stosować prezerwatywy i środki antykoncepcyjne w przyszłości oraz powinno umieć brać odpowiedzialność za bezpieczne i przyjemne doświadczenia seksualne. Między 12. a 15. rokiem życia dziecko powinno samo zaopatrywać się w antykoncepcję. Powyżej 15. roku życia można dziecku dodatkowo wpoić krytyczne podejście do norm kulturowo-religijnych, w odniesieniu do ciąży i rodzicielstwa itp. – Czy trzeba innego dowodu na to, że jest to seksualizacja dzieci? Proszę udać się do Empiku, do działu „kolorowani i edukacja” i zobaczyć tam na półkach książki typu: „Nocnik nad nocnikami”, „Boga przecież nie ma”, „Wielka księga cipek”, „Wielka księga siusiaków”, „Mała książka o miesiączce”. To są książeczki dla dzieci, które są również wykorzystywane przez nauczycieli, często bez wiedzy rodziców – mówi ks. Bortkiewicz.

Destrukcja tożsamości

Bez trudu w Internecie można odnaleźć raport sporządzony przez Feminotekę pt. „Ślepa na płeć edukacja równościowa po polsku. Raport krytyczny”. We wstępie można przeczytać: „Społeczność przyszłości to społeczność otwarta a nie konglomerat narodów. To społeczność spluralizowana a nie homogeniczna. Społeczność multikulturowa a nie monokulturowa. Zindywidualizowana a nie rodzinocentryczna. Laicka a nie fundamentalistyczna. Oraz egalitarna a nie hierarchiczna. I szkoła powinna przygotowywać do bycia członkiem takiej właśnie społeczności.”

– To jest konkretny manifest napisany przez prof. Magdalenę Środę i nie ma wątpliwości, o co tu chodzi. Chodzi o totalną destrukcję tożsamości. Wielu młodych ludzi, pytanych o tożsamość, mówi, że jest europejczykiem a nie Polakiem. Próbuje się również podważyć tożsamość biologiczną. Kiedy uda się to zrobić, nie mamy wtedy żadnej tożsamości ludzkiej, który by powiedziała, że jestem tym, kim jestem. Mamy płynną strukturę, którą można lepić i dowolnie kształtować. Nie dajmy się więc zwieść oficjalnym orzeczeniom, że gender mówi jedynie o równości płci. W gender chodzi o totalną destrukcję tożsamości człowieka i przemodelowanie człowieka według kryteriów ideologicznych. Teraz mamy ofensywę edukacyjną – podkreślał prelegent.

Przedstawiał również wpływ tworzonego prawa w Unii Europejskiej, który rząd chce ratyfikować, a które wkracza w rodzinę. – Jeżeli w myśl konwencji zostanie wprowadzony alternatywny model związków partnerskich jako związku alternatywnego dla małżeństwa, to musimy zmienić konstytucję, ponieważ pojawia się związek, który musi być uznany konstytucyjnie. Pojawiła się w 2013 r. ustawa, która przenosi uprawnienia cudzoziemców, którzy osiadają na pobyt stały w Polsce. Co to znaczy? Jeżeli ktoś zawarł związek homoseksualny w Holandii i osiedla się na pobyt stały w Polsce, wraz z nim przechodzą jego uprawnienia rozliczeniowe, majątkowe ale też i do adopcji dzieci. W 2013 r. został zgłoszony projekt ustawy do parlamentu o zakazie dyskryminacji osób ze względu na tożsamość płciową i ekspresją płciową. Ta ustawa jest w toku dyskusji parlamentarnych. Jakie mogą być jej skutki. Jeżeli będziemy chcieli zatrudnić opiekunkę do własnego dziecka, a na nasze ogłoszenie zgłosi się transseksualista bądź lizbijka, a my odmówimy zatrudnienia ze względu na ten fakt, to odmawiając łamiemy ustawę, dyskryminujemy tego człowieka. Mogą nam zostać odebrane wówczas prawa rodzicielskie. W 2013 r. w Amsterdamie powstało specjalne getto dla potrzeb resocjalizacji osób, które są nietolerancyjne. Między innymi nietolerancyjne ze względu na orientację seksualną. To nie są fikcyjne sprawy a realne zagrożenia – wyjaśniał ks. Bortkiewicz. Apelował o to, aby aktywnie włączyć się w te procesy i protestować przeciwko takiemu prawu. – Jesteśmy na froncie wojny cywilizacyjnej. To nie jest żadna przesada i nie możemy tego ignorować, nie dajmy się uwieść, że to jest fobia Kościoła – stwierdził kończąc wykład.

Po wykładzie odbyła się dyskusja, podczas której ks. prof. Paweł Bortkiewicz odpowiadał na pytania.