Grochówka i wystrzały

ks. Piotr Sroga

publikacja 19.04.2015 16:36

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Muzeum Budownictwa Ludowego - Park Etnograficzny w Olsztynku zorganizowały wspólnie inscenizację walk Akcji "Burza" z roku 1944.

Rekonstruktorzy sowieckiego patrolu Rekonstruktorzy sowieckiego patrolu
ks. Piotr Sroga /Foto Gość

Przedstawiono losy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej w kilku odsłonach. W niedzielę 19 kwietnia od godz. 10 do 14 – co godzina – rekonstruktorzy przedstawiali różne sceny batalistyczne. Dotyczyły one akcji zaczepnych przeprowadzanych na początku 1944 roku we współpracy z Armią Czerwoną, śmierci dowódcy ppłk. Jana Kiperskiego „Oliwa” oraz rozbrojenia i aresztowania żołnierzy AK.

- Przygotowujemy już wcześniej cały projekt. Zapraszamy sprzęt i pojazdy. Bardzo dużo pomocy i życzliwości doświadczamy od władz muzeum w Olsztynku. W projekcie bierze udział około 70 rekonstruktorów. Oczywiście, są także organizatorzy, których jest 20. Ważne są również osoby, których nie widać na pierwszym planie. Chodzi o mnóstwo drobnych rzeczy, które trzeba ze sobą zgrać – mówi Mateusz Jasik, główny organizator.

27. Dywizja była najliczniejszą jednostką AK powstałą w ramach Akcji „Burza”. Ponad 7 tys. żołnierzy utworzyło jednostkę w styczniu roku 1944. Na początku we współpracy z Rosjanami opanowała ona na Wołyniu strategiczne cele. Potem dywizja walczyła z Niemcami na Podlasiu. W końcu została rozbita przez Armię Czerwoną, a żołnierze zostali wywiezieni do łagrów w ZSRR.

Na inscenizację przyszły tłumy mieszkańców Olsztynka i okolic. - Wszystko zaczęło się dwa miesiące wcześniej od wyznaczenia pól pirotechnicznych, zabezpieczenia medycznego i straży. Trzeba uważać nawet przy wyżywieniu, żeby zanieść np. Niemcom grochówkę, aby z głodu nie weszli przez przypadek do bazy partyzantów. Udział w akcjach biorą członkowie różnych grup stowarzyszeń, którzy odtwarzają różne sylwetki – np. niemieckiego oficera lub polskiego partyzanta – wyjaśnia Mateusz Jasik.

Praca rekonstruktorów nie jest wynagradzana. Otrzymują zwrot za dojazd, a sami wkładają sprzęt i ubranie, często bardzo kosztowne. Niesamowite jest, że sprzęt gromadzą we własnym zakresie. Przyjeżdżają ludzie z całej Polski i z zagranicy. Jest między innymi mieszkaniec Berlina.