Żeby ludzie nie byli znikąd

Krzysztof Kozłowski

publikacja 12.05.2015 21:20

Bo w mieście człowiek jest anonimowy. Na wsi nie.

Żeby ludzie nie byli znikąd „Chwalcie łąki, umajone. Góry, doliny zielone…”, zabrzmiały słowa. Zdało się, że płyną one polną drogą, przez łąki, odbijają się echem od ściany odległego lasu. Po chwili zaszło słońce Krzysztof Kozłowski /Foto Gość

Maj - najpiękniejszy miesiąc roku, kiedy przyroda szaleńczo mieni się jaskrawą zielenią, żółć kwiatów rozlewa się na łąki, a ptaki od rana budzą świat swymi trelami. Oczywiście, tego nie widać tak dobrze w mieście, ale na wsi, patrząc na pola, łąki i jasne smugi brzóz odcinających się od ciemnej zieleni świerków i sosen, człowiek wie, że rodzi się nowe. Wiedzą to również mieszkańcy Gronit, niewielkiej wsi wciśniętej między warmińskie pagórki.

Maj jest miesiącem poświęconym Maryi Matce. W kościołach odbywają się nabożeństwa majowe. Ale tam, gdzie nie ma kościołów, są przydrożne kapliczki i krzyże, wokół których gromadzą się ludzie, z książeczkami w dłoniach śpiewają litanię loretańską. I choć wydaje się, że ta tradycja zanika, to tylko dlatego, że tak mówią niektórzy, że media chcą już na zawsze pogrzebać tradycje związane z naszą wiarą.

Jednak, jeżdżąc po Polsce, można przekonać się, że ciągle przy krzyżach spotykają się ci, dla których maj to miesiąc maryjny. - Kiedy wracałam z jakiejś wycieczki czy pielgrzymki, widziałam kobiety przy krzyżu. Stoją z książeczkami. Modlą się. Trzy lata temu zadzwoniłam do koleżanki, podzieliłam się z nią swoją refleksją. Ona odpowiedziała, że nie ma problemu, że wraz z chórem mogą przyjechać do Gronit, aby wspólnie pomodlić się, pośpiewać maryjne pieśni. I tak dwa lata temu pierwszy raz przyjechali do nas. Zebraliśmy się przy krzyżu. Czy pan wie, co to znaczy dla nas, dla ludzi? Ludzie w mieście nie doceniają pewnych rzeczy. A mieszkańcy wsi doceniają. Warto dla nich robić - mówi kronikarka Stowarzyszenia „Garian” Małgorzata Zdunek.

- Osiedliłam się tu piętnaście lat temu. Tu mieszkają wspaniali ludzie. My, jako stowarzyszenie, staramy się działać od strony duchowej. Jak tu zamieszkałam, zaczęłam interesować się historią wsi. I chociaż nie jestem rodowitą Warmianką, utożsamiam się z tym miejscem. Bije we mnie już warmińskie serce - wyznaje.

Raz w miesiącu maju w Gronitach jest uroczyste Nabożeństwo Majowe. Przyjeżdża chór, są zapraszani kapłani. Największe takie spotkanie było dwa lata temu. Po Mszy św. wszyscy udali się pod pobliski krzyż, żeby odśpiewać nabożeństwo majowe i maryjne pieśni. Po nabożeństwie odbyło się spotkanie w świetlicy. Było ciasto upieczone przez gronitczanki, kanapki i ziołowa herbata. Nie zabrakło rozmów i kolejnych wspomnień.

Przez otwarte okna do świetlicy dobiegały odgłosy zasypiającej przyrody. Krzyk żurawi, trel ptaków, klekot bocianów i szczekania psów pilnujących posesji. Gronity, wieś nieopodal Olsztyna. Miejsce zamieszkania ludzi, dla których wspólne spotkania przy krzyżu, stały się czasem nie tylko modlitwy, ale też i integracji. - Chcemy zachować to, co jeszcze możemy. Żeby ludzie nie byli znikąd. A w mieście człowiek jest anonimowy. Na wsi nie - mówi pani Małgorzata.