Trzeba to czuć w sobie

Krzysztof Kozłowski

publikacja 22.10.2015 16:55

Ratownicy medyczni są zgodni - najtrudniejsze jest obserwowanie cierpienia drugiego człowieka.

Trzeba to czuć w sobie   Po Mszy św., przed domem pielgrzyma, abp Józef Górzyński poświęcił trzy nowe defilibratory Krzysztof Kozłowski /Foto Gość We wspomnienie św. Gerarda, w Dzień Ratownictwa Medycznego, ratownicy medyczni z Warmii i Mazur przyjechali do Klebarka Wielkiego, do parafii pw. Znalezienia Krzyża Świętego, by wspólnie modlić się i wziąć udział w oficjalnych wojewódzkich uroczystościach. Wspólnej Eucharystii przewodniczył abp Józef Górzyński.

- Intencją Mszy św. jest nasza gorąca modlitwa za tych, którzy podejmują się tego szlachetnego dzieła, które wynika z naszego rozumienia najbardziej fundamentalnych potrzeb i pomocy drugiemu człowiekowi. Prosimy o zrozumienie tego dzieła - mówi abp Górzyński.

W homilii wiele miejsca poświęcił chrześcijańskiemu podejściu człowieka do bliźniego, które w pełni zawarte jest w ewangelicznym sądzie Jezusa, który mówił, że „byłem głodny a daliście mi jeść, byłem spragniony a daliście mi pić…”.

- Świętujemy coś, co wyrosło na gruncie kultury chrześcijańskiej, czyli takiego rozumienia człowieka. Gdyby nie było tych fragmentów Ewangelii, nie byłoby tak funkcjonującego społeczeństwa z tak rozumianą służbą drugiemu człowiekowi. Dlatego to nie przypadek, że te dzieła oznaczane są krzyżem. Bo ogień miłości, który Chrystus przyszedł by rzucić na ziemię, by ten zapłonął, ten ogień miłości objawił się najpełniej na krzyżu. Z niego wypływa konieczność życia kierującego się miłością, jako fundamentalnym kryterium. Pełniejszej wizji człowieka, jaką ujrzeliśmy w Jezusie Chrystusie, ten świat już nie zobaczy… Większego wzorca człowieczeństwa ten świat już nie zobaczy - mówił abp Górzyński.

Za sprawowanie Eucharystii i wspólną  modlitwę podziękował ks. Henryk Błaszczyk, proboszcz i kapelan Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego.

Po Mszy św., przed domem pielgrzyma, arcybiskup poświęcił trzy nowe defilibratory. Następnie odbyły się uroczystości państwowe, którym przewodniczył wojewoda warmińsko-mazurski, Marian Podziewski.

Wręczył on za „wzorowe i wyjątkowo sumienne wykonywanie obowiązków wynikających z pracy zawodowej” odznaczenia - Medale za Długoletnią Służbę oraz odznaki Zasłużony dla Ochrony Zdrowia.

Trzeba to czuć w sobie   Ratownicy w Eucharystii ofiarowali Bogu swoje trudy pracy Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Wielu ratowników medycznych to młode osoby. Mimo tego są one dobrze wykształcone, przygotowane do pracy i posiadające już duże doświadczenie.

- Moja przygoda z ratownictwem medycznym zaczęła się dość dawno. Zawsze we mnie był prymat niesienia pomocy - mówi Wojciech Lichota.

- Specyfikę ratownictwa medycznego zacząłem poznawać właśnie w Klebarku Wielkim. Uczestniczyłem w kursie pierwszej  pomocy i wówczas pojawiła się myśl, że może powinienem pomagać ludziom…  - wspomina Dawid Roszkiewicz. - Nie ukrywam, że odkryłem, iż to jest moje powołanie - dodaje. - Trzeba to czuć w sobie, żeby z dużą dozą serca i zaangażowaniem  udzielać pomocy. To praca ciążka, wymagająca. Bez iskry Bożej człowiek szybko by się wypalił - dodaje Wojtek.

Dlatego, patrząc na specyfikę i trudność pracy, największą „uroczystością” dla ratowników jest dyżur bez wyjazdów do osób potrzebujących. Wówczas mają świadomość tego, że nikomu nic złego się nie przydarzyło.

- To prawda, czym mniej wyjazdów tym lepiej - potwierdza , Marek Myszkowski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Olsztynie. - Ale wyjazdów jest bardzo dużo. To niezwykle ciężka i odpowiedzialna praca. Chociaż śmiem twierdzić, że to nie jest jedynie praca, to również misja i powołanie. Tu pracują osoby, które chcą być w ratownictwie i chcą pomagać innym - mówi dyrektor.

Jego zdaniem, kiedy ratownik medyczny uratuje poszkodowanego, odczuwa wówczas wielką radość. Inaczej  jest, kiedy człowiek umiera. - To jest trauma, którą też przeżywają ratownicy. Czasami trzeba ratownikom pomoc - dodaje Myszkowski.

Ratownicy medyczni są zgodni - najtrudniejsze w pracy jest obserwowanie cierpienia drugiego człowieka. - I to nie tylko chorych, ale też i rodzin pacjentów. To uderza. Nie tylko poszkodowani cierpią. Cierpi rodzina, bliscy. Szczególnie ciężko jest patrzeć na dzieci, które uczestniczą w cierpieniu - mówi Wojciech.

Trzeba to czuć w sobie   Tu pracują osoby, które chcą być w ratownictwie i chcą pomagać innym – mówi dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Olsztynie, Marek Myszkowski Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Patron ratowników medycznych - Gerard Tonque, właśc. Gérard Tonque znany również jako Gérard de Martigues (ur. ok. 1040, zm. 3 września 1120) - założyciel zakonu szpitalników, podzielonego później na zakony świętego Łazarza i świętego Jana.

Uznawany za pierwszego wielkiego mistrza obu zgromadzeń, choć sam używał tytułu przeora lub rektora szpitala; błogosławiony Kościoła rzymskokatolickiego.

Podczas pobytu w Ziemi Świętej zachorował i trafił do szpitala św. Jana Jałmużnika w Jerozolimie, założonego w 1070 roku przez kupców z włoskiej Republiki Amalfi. Po wyzdrowieniu wstąpił do bractwa istniejącego przy tym szpitalu.

Dzięki swojej aktywności i talentom organizacyjnym został przełożonym tego szpitala i znajdującego się przy nim bractwa. Z czasem został przełożonym także leprozorium Świętego Łazarza za murami miasta.

Gerard potrafił wykorzystać nadarzającą się okazję podniesienia rangi szpitala i jego bractwa. Zmienił patrona szpitala i bractwa z św. Jana Jałmużnika na bardziej znanego na Zachodzie św. Jana Chrzciciela (chociaż część autorów twierdzi, że szpital był od początku pod patronatem św. Jana Chrzciciela).

Pod jego przywództwem bractwo szpitalne zaczęło przekształcać się w zakon, uniezależniając się od benedyktynów, pod opieką których początkowo się znajdowało. Dzięki jego zabiegom nowy zakon został zaakceptowany przez papieża Paschalisa II w 1113 roku.

W roku 1116 wydzielił z Zakonu Św. Jana bractwo trędowatych opiekujących się jerozolimskim leprozorium św. Łazarza, które bullą papieża Paschalisa II z tego samego roku zostało ukształtowane w Szpitalniczy Zakon pod wezwaniem św. Łazarza.

Rozszerzył działalność powstającego zakonu na tereny poza Ziemią Świętą - domy zakonne i szpitale zaczęły powstawać w miastach portowych i ważnych ośrodkach pielgrzymkowych, szczególnie we Francji i Włoszech.

Brat Gerard organizował również pielgrzymki do Ziemi Świętej i wytyczył najdogodniejsze dla pielgrzymów trasy. Do ochrony pątników, a także transportów zaopatrzenia dla swoich szpitali powołał oddział zaciężnych żołnierzy - dawnych rycerzy krucjatowych, który stał się następnie zalążkiem rycerskiego ramienia zakonów.