Na zewnątrz nawet nie widać, że szalały tu płomienie. Ale wewnątrz – wypalona skorupa.
Po ołtarzu zostało jedynie spalone drewno.
Krzysztof Kozłowski /Foto Gość
Pada lekki deszcz. Krople spadają na czarne ławki, na twarz czarnej Maryi o rękach rozłożonych w geście przyjęcia. Obok stoi czarny Chrystus bez lewej ręki. Musiała się odłamać, kiedy ktoś chwycił figurę, żeby wynieść z kościoła. Zapewne osłabła pod wpływem wysokiej temperatury, która zawsze panuje we wnętrzu płonącego budynku. Na schodach leżą okopcone dzwonki i gong, a tuż przy wejściu do świątyni stoi krzyż, też czarny, dawniej błyszczący i złoty stał przy ołtarzu, którego dziś nie ma. Kościół z zewnątrz wygląda normalnie, odnowiony, na dachu czerwona dachówka. Jednak jego wnętrze jest dziś puste i czarne, i kiedy się do niego wchodzi, panuje zaduch i gryzący zapach spalenizny.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.