Maturzyści u Maryi

Krzysztof Kozłowski

publikacja 05.04.2018 20:30

- Wizyta u Matki Bożej to dobry początek, aby z Maryją zacząć wchodzenie w dojrzałość. Dziś mamy możliwość razem we wspólnocie łączyć się w naszych intencjach - mówi ks. Paweł Szumowski.

Maturzyści u Maryi - Przyjechaliśmy, by modlić się o dobre zdanie matury - zgodnie twierdzą maturzyści Krzysztof Kozłowski /Foto Gość

Sanktuarium Matki Bożej Świętolipskiej gościło tegorocznych maturzystów, którzy pielgrzymowali tu, aby powierzyć najbliższy czas Matce Bożej. Spotkanie rozpoczął koncert organowy, po którym świadectwo powiedział Bartek Krakowiak. Po Różańcu celebrowano Eucharystię, której przewodniczył rektor WSD "Hosianum" ks. Hubert Tryk. Homilię wygłosił o. Aleksander Jacyniak SJ. Po Mszy św. był czas na wspólny posiłek przy ognisku.

- Czas wyborów drogi życiowej jest niezwykle ważny i budzi w każdym naturalny lęk, co robić dalej, którą drogą wejść w dorosłe życie. Jeden z biblistów wyliczył, że słowa „nie lękaj się” są wymienione w Piśmie Świętym 365 razy, czyli tyle, ile jest dni w roku. Ta nauka powinna dziś dotknąć tych młodych serc, żeby się nie lękać - zauważa ks. Radosław Czerwiński.

- Wizyta u Matki Bożej Świętolipskiej to dobry początek, aby z Maryją zacząć wchodzenie w dojrzałość. Dziś mamy możliwość razem we wspólnocie łączyć się w intencjach. To ubogaca każdego - mówi ks. Paweł Szumowski z Bartoszyc.

Maturzyści przyjechali z wielu miast archidiecezji. - W Świętej Lipce jestem pierwszy raz. Piękne miejsce - podkreśla Aleksandra z Rozóg. - Takie spotkania są ważne, by umocnić naszą wiarę nie tylko w to, że zdamy maturę. Pragniemy, by Bóg i Maryja wspierali nas w tych ważnych dniach - dodaje.

Ogromne wrażenie na młodych wywarło świadectwo Bartka Krakowiaka. Opowiadał  o swoim dzieciństwie pełnym przemocy, kiedy w ogóle nie doświadczał miłości i akceptacji, a także o późniejszym nawróceniu i ponownym odejściu od Boga.

- Kiedy chciałem popełnić samobójstwo, Jezus upomniał się o mnie. Poszedłem na pieszo z Warszawy do Medjugorie, bez pieniędzy, śpiąc w rowach. Zaufałem Bogu. Szedłem dwa miesiące. Cała moja podróż była jednym wielkim nawróceniem. Od tego momentu jestem prawdziwie szczęśliwym człowiekiem - mówił.