Po przerwie wkroczyli do akcji chuligani. Zostały zniszczone krzesełka, bramy, ogrodzenia. Użyto gazu i do dziś wywołuje mdłości.
Niektórzy twierdzą, że Olsztyn oddalony jest od wielkich metropolii. Są tacy, którzy mówią jeszcze ostrzej: stolica Warmii i Mazur to prowincja. Wszyscy się mylą! Wydarzenia podczas piłkarskiego meczu Stomilu Olsztyn z Zawiszą Bydgoszcz przeczą tej tezie. Jesteśmy na top liście medialnych sensacji. 16 września część kibiców wywołała bitwę z ochroną stadionu i policją. A bitwy zawsze przyciągały uwagę, nawet otwierały władcom drzwi do historycznej nieśmiertelności. A jeszcze do tego walka na trybunach poszerza ofertę rozrywki. Na boisku walczą piłkarze, a na trybunach kilkunastu bojów atakuje mundurowych. Co za spektakl! Chyba z takiego założenia wychodzą władze olsztyńskiego klubu, które obeszły zakaz organizowania w najbliższym czasie imprez masowych na stadionie, wydany przez wojewodę warmińsko-mazurskiego. A sposób znaleziono bardzo prosty. Wystarczyło sprzedać 999 biletów i mecz nie jest imprezą masową. Toczy się dyskusja. Każdy ma swoje argumenty. Jednak oprócz ekonomicznych uzasadnień, istnieją jeszcze te ludzkie i etyczne. Radykalny sygnał bijący z zakazu stadionowego został osłodzony i zmarnowany przez klubową gierkę. Pewnie, że sprawcy burdy ucierpią może najmniej w przypadku zamknięcia stadionu. Dostanie się piłkarzom i prawdziwym kibicom. Ale jeśli sygnał i sprzeciw wobec chuligaństwa nie będzie na początku ostry, po pewnym czasie zaowocuje poczuciem bezkarności. Wtedy też żadne zakazy nie pomogą. Chyba, że połączymy mecze piłkarskie z dawną dyscypliną – walką gladiatorów.