Pochodził z rodziny niemieckich Warmiaków, ale był kapłanem służącym wszystkim, niezależnie od ich narodowości.
Ksiądz Otto Langkau urodził się 30 października 1871 r. w Polejkach, parafia Jonkowo. Ukończył seminarium duchowne w Braniewie, a święcenia kapłańskie otrzymał we fromborskiej katedrze z rąk bp. Andreasa Thiela. Początkowo został skierowany do pracy jako wikariusz do Sztumu, rok później przeniesiono go do Bisztynka. 14 stycznia 1898 r. biskup skierował go do Biskupca Reszelskiego, by rok później mianować go administratorem parafii w Lesinach Wielkich, a następnie proboszczem tej parafii. Po 12 latach posługi ks. Langkau został ustanowiony proboszczem w Bartągu, gdzie pracował 32 lata, aż do dnia męczeńskiej śmierci. Pełnił on również funkcję wicedziekana olsztyńskiego, a 7 września 1940 r. został mianowany radcą diecezjalnym.
Bez ostrzeżenia
W przededniu wkroczenia Sowietów do Bartąga ks. Otto miał wyśmienity humor.
– Wieczorem 21 stycznia 1945 r. wujek [ks. Otto – red.)] był jeszcze żwawy i zadowolony. Mówił o tym, co należałoby zrobić po jego śmierci. Natomiast wikariusz – mój brat, był zasmucony i małomówny – wspomina siostra ks. Paula Langkaua. Miał on za sobą pobyt w hitlerowskim więzieniu, dlatego biskup warmiński Maksymilian Kaller skierował go do stryja do Bartąga, gdzie miał nabrać sił. Kiedy nazajutrz żołnierze radzieccy wkroczyli do Bartąga, zajechali na podwórze plebanii. Podpalili stodołę. W tym czasie niektórzy mieszkańcy schronili się w piwnicy plebanii, a wszystkie drzwi wejściowe zamknięto na klucz. – Bez przerwy odmawialiśmy Różaniec. Gdy Rosjanie mocno zastukali do drzwi, chciałam pójść i otworzyć. Jednak ks. [Otto – red.] Langkau powiedział: „Nie, nie. Gdy wróg stoi na progu domu, nie posyła się kobiety, by otworzyła drzwi. To jest sprawa gospodarza domu”. Gdy ksiądz otworzył drzwi, nie padło żadne słowo, żadne pytanie, tylko strzał, który trafił księdza. Jego bratanek udzielił mu absolucji i ostatniego namaszczenia – wspomina gospodyni księdza Joanna Ziemicka.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się