Nowy numer 38/2023 Archiwum

Puste furmanki do Maryi

Jubileuszowa pielgrzymka. W tym dniu gospodarze robią wcześnie rano obrządek, żeby wyruszyć na pieszy szlak. Nie poszliby do Częstochowy, bo za daleko, ale te kilkanaście kilometrów chętnie przechodzą.


Droga z Henrykowa do Krosna. Na skraju lasu, zaledwie kilometr od tego drugiego miasta, przy kapliczce stoją dwie starsze panie. – W tym roku nie mogłam wybrać się na pielgrzymkę. Zdrowie nie pozwala. Ale przyjechałam, żeby choć ten kawałek, przed sanktuarium, z nimi przejść – mówi jedna z nich. Z daleka słychać śpiew. Głos niesie się między drzewami i wydaje się, że pielgrzymi są blisko. Trzeba jednak jeszcze trochę poczekać...


U Matki


W lesie odbywa się ostatni odpoczynek przed uroczystym wejściem do Krosna. – Ja w tym roku ledwo z życiem uszłam przez choroby. Tak, tak. Było ze mną marnie, ale jakoś udało się stanąć na nogi. Wszystko dzięki Bogu. Dlatego tu jestem – uśmiecha się druga pani. Nagle wśród zieleni widać pierwsze sylwetki pątników: porządkowych i niosących symbole pielgrzymkowe. Im bliżej, tym grupa – widać – jest większa, dłuższa i głośniejsza.

Nad wszystkimi unosi się chmura kurzu, podniesionego w górę uderzeniem kilkuset butów.
Na ostatniej prostej przed krośnieńskim sanktuarium zobaczyć można młodzież gimnazjalną, kobiety z dziecięcymi wózkami, starsze osoby i ks. Leszka, który czuwa nad wszystkim i ustawia grupę, żeby przy wejściu zachowała szyk. W progu świątyni czeka na pielgrzymów ks. Andrzej Krużycki, kustosz sanktuarium w Krośnie. – Witam was serdecznie i ciszę się, że przyszliście do Matki Bożej. Zapraszam na Mszę św. – mówi i kropi pątników święconą wodą. Potem jest Eucharystia i świętowanie przy grochówce. I choć z Radziejewa jest do Krosna tylko 17 kilometrów, to jednak pielgrzymi pokonują większą odległość, duchową drogę, na którą od 10 lat czekają co roku.


Nauka machania


– Jak to się zaczęło? W roku 2002 poszliśmy pierwszy raz. Spotykaliśmy się z ks. Andrzejem, który jest proboszczem w Krośnie, i zastanawialiśmy się, jak spopularyzować sanktuarium, które jest trochę zapomniane, a przed wojną odbywały się do niego pielgrzymki z okolicznych miejscowości – wspomina ks. Leszek Wojton, proboszcz z Radziejewa. Ma doświadczenie pątnicze, bo wcześniej pielgrzymował pieszo do Częstochowy. Sam przeszedł pierwszy trasę do Krosna i sprawdził drogę.
Na początku na pielgrzymi szlak wyruszali wierni z Lechowa i Radziejewa. Szlak prowadził przez Wolę Lipecką i Kumajny, ale po pewnym czasie zaorano jedną z dróg i trzeba było wybrać nową trasę. Od 2008 roku wybrano drogę przez Henrykowo. Dziś pielgrzymka wychodzi z Lechowa i przechodzi przez następujące miejscowości: Radziejewo, Henrykowo, Kumajny. Od dwóch lat dołączają także pątnicy z Pieniężna, którzy przyjeżdżają na szlak autobusami. Jest także młodzież z Gimnazjum im. bł. Jana Pawła II w Pieniężnie, pod przewodnictwem Janusza Milana, dyrektora szkoły. – Na początku wyruszyło na pielgrzymi szlak około sto osób. Dziś jest już 300 pielgrzymów. Najważniejsze, że z roku na rok coraz więcej ludzi przekonuje się do pielgrzymki. Teraz widać osoby z Mingajn, Miłkowa, Woli Liteckiej, Ostródy, Ornety, Braniewa, a nawet z Olsztyna. W tym roku ucieszyło mnie, że było kilka mam z wózkami. To bardzo dobry znak – mów ks. Leszek. Początkowo także mieszkańcy mijanych miejscowości nie wiedzieli, jak reagować na przechodzących pielgrzymów. Jest w zwyczaju, że pątnicy pozdrawiają ludzi, machając ręką. W pierwszym roku, wielu nie wiedziało, jak odpowiedzieć. Dziś nie ma już problemu. Wszyscy się przyzwyczaili i już machają.


Ciasto na osłodę


Przygotowania rozpoczynają się miesiąc przed pielgrzymką. Trzeba powiadomić policję, władze powiatu z Braniewa i Lidzbarka Warmińskiego. Na terenie parafii odbywa się także spotkanie organizacyjne, na które przychodzą zaangażowani ochotnicy. Ze znalezieniem chętnych nie ma problemu. Angażują się także strażacy.
A trzeba znaleźć jeszcze osoby do śpiewu i służbę medyczną. Jednak zawsze przychodziły osoby służące pomocą. Przez ostatnie 10 lat ludzie przyzwyczaili się do widoku pielgrzymów, którzy w maju pokonują szlak do krośnieńskiego sanktuarium. W Henrykowie pielgrzymów wita uroczyście ks. prał. Kazimierz Kordeczka, tamtejszy proboszcz. Wierni zaś częstują pątników ciastem.
– Od dziesięciu lat wraz z żoną Teresą biorę udział w pielgrzymce do Krosna. Na początku pojawiła się taka intencja, aby był jakiś znak, który nas zjednoczy. Coś, co dopingowałoby nas do większego zaangażowania się w życie Kościoła. Trzeba było jednego wydarzenia, które będzie wspólne dla wszystkich miejscowości, należących do parafii – mówi Zbigniew Orwat. Pochodzi z diecezji tarnowskiej, a od 24 lat mieszka na Warmii. Brakowało mu tych elementów religijności, które pamięta z rodzinnych stron. Jest z Dąbrowy Tarnowskiej. Niedaleko znajduje się małe sanktuarium w Odporyszowie. To mała, cicha miejscowość, która ożywa raz w roku, gdy na odpust schodzą się wierni z okolicy. Bardzo się ucieszył z inicjatywy radziejewskiego proboszcza, gdyż przypomniały mu się rodzinne strony.


« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast