Warmińska poetka. Mogła nie przeżyć pierwszych dni po urodzeniu, umrzeć z wycieńczenia w obozie koncentracyjnym, zginąć z rąk sowieckich żołnierzy. Ale, tak jak prosiła Boga, dożyła 90 lat. Bo na świecie są osoby, które mają do spełnienia Bożą misję.
Błogosławiona dobroć, wieczna lampka mądrych. Błogosławione ręce miłosierdziem złote. Błogosławione serce, źródło ofiar cichych. Błogosławiona miłość, która rodzi świętość. (fragment wiersza „Chrystus i babcia”) Niewielki pokój, w którym mieszkała i pracowała, urządzony jest skromnie. Segment, ława, fotel… Na jednej ze ścian wiszą pamiątki. Obraz pędzla Hieronima Skurpskiego, legitymacja do odznaczenia Pro Ecclesia et Pontifice, nadanego jej przez Jana Pawła II. – Ciocia była pierwszą kobietą na Warmii odznaczoną tym medalem – mówi Maria Surynowicz. Obok wisi pejzaż Brąswałdu, rodzinnej wsi poetki, który namalował Andrzej Samulowski. – A to zdjęcie z wizyty u Jana Pawła II. Tu jestem – pokazuje pani Maria. – To był 1987 r. Byłam blisko Ojca Świętego. Przekazałam mu pośmiertny tomik poezji cioci. Jan Paweł II powiedział wtedy: „Pamiętam ją i przyrzekam, że przeczytam”. Pamiętał ją dobrze z Gietrzwałdu – wspomina. Wyciąga z szuflady teczkę ze zdjęciami, rękopisami i notatkami poetki. – Wiele rzeczy oddałam do muzeum. Tam każdy może je obejrzeć – mówiąc, wyciąga kolejne dokumenty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.