Byli sobie ludzie. Obietnice ich były niczym miód. Oj! Rymuje się, że został jeno smród…
Dawno, dawno temu, choć może to czas mami, ale pamiętam, pierwszy raz orzeczono, że potrzeba jest, by obwodnicę Olsztyna zbudować. Posłowie spinali się – wręcz niebezpiecznie, gdyż twarze im się czerwienią malowały, a brzuchy robiły coraz większe – i zapewniali, że już w następnym roku prace się rozpoczną. I że może jednak w następnym. I w następnym. Pieniądze już są, tylko zbójcy jacyś je wykradli, gdzieś schowali, czy może je z jednej szuflady do drugiej przełożyli, ale już za rok to na pewno będzie. Rajcowie się puszyli, a włodarz miasta w swych marzeniach kilkakrotnie wbijał symboliczny szpadel w ziemię. Powstał nawet dziewięciominutowy filmik – wizualizacja olsztyńskiej południowej obwodnicy. Ileż osób wylało ze wzruszenia swe łzy, oglądając go, te jadące sznury TIR-ów, przepiękny "węzeł Kudypy", "węzeł Tomaszkowo”. Ileż osób poczuło się niczym ten ważniejszy włodarz lecący helikopterem i oglądający nowe autostrady…
A obwodnica co rok jakby się nieco oddalała, bardziej przybierając kształt omamu niźli jawy. W końcu chyba wszyscy stracili nadzieję, a prawda, ta brutalna prawda, dotarła nawet do mieszkańców miasta; obietnice ważniejszych kolegów z rządu były zaledwie obietnicami, które miały wprawić nas w nazbyt dobry nastrój. Na nic krzyki rodzimych posłów PO i PSL, radnych PO i prezydenta rodem z PSL. Na nic pisanie do kolegów z partii listów, petycji, jakieś prywatne rozmowy, próby nacisków, że aż pewnie plecy bolały i ręce, i potem głowa nawet ciążyła, zapewne od skłębionych myśli. Pieniędzy nie będzie i koniec. I choć to właśnie owi posłowie powinni wiedzieć, kto jedynie w obietnicach się specjalizuje, sami dali się zwieść, bo przecież dobrze wiemy, że rodzimy poseł nie oszukuje.
Lud nieco pokrzyczał. Pod zdjęciem posłankik PO Beaty Bublewicz ktoś napisał: „Gratulujemy pani poseł skutecznego lobbingu na rzecz usunięcia z planów obwodnicy Olsztyna. Przecież brak obwodnicy to mniejsza średnia prędkość przejazdu. A nie od dzisiaj wiadomo, że prędkość zabija. By żyło się bezpieczniej!”. Poseł PO Janusz Cichoń mógł przeczytać pod swoim zdjęciem, które przedstawiało go wręczającego dziecku długopis: „Obwodnica? Po co? Jak dam tej małej długopis, to jej rodzice na pewno na mnie zagłosują. Jestem taki miły i sympatyczny…”. A włodarz Grzymowicz na swojej stronie internetowej o posłach napisał, że muszą czuć się co najmniej nieswojo w kontekście wcześniejszych, publicznie ogłaszanych deklaracji, że otrzymali „stosowne zapewnienia od (stosownych) ministrów”, że obwodnica będzie. A całość spuentował, podpierając się polskim powiedzeniem, że „nikt nie lubi robić z gęby cholewy, a trochę tak, nie obrażając, wyszło”.
No ale… Nie o tym chcę przecież napisać, ale jak zawsze moje gadulstwo, żeby nie powiedzieć pisanina, trochę mnie poniosło. Właśnie nasz prezydent, znaczy się włodarz stolicy Warmii i Mazur – Piotr Grzymowicz, obwieścił, iż okazując swoje niezadowolenie i jakby nawet buntując się wobec rzeczywistości, podjął decyzję o wprowadzeniu zakazu przejazdów tranzytowych przez Olsztyn samochodów o ładowności przekraczającej 18 ton, co ma złagodzić skutki wypadnięcia z rządowego projektu budowy obwodnicy Olsztyna. Piotr Grzymowicz podkreśla, iż miasta nie stać na utrzymanie ulic nieprzystosowanych do takiego ruchu. Poza tym my mieszkańcy skarżymy się na wszechobecne TIR-y. Zakaz ma obowiązywać od 1 marca. No i się cieszmy! Nareszcie jakiś konkret.
Może w dalekiej przyszłości – kiedy ci, co dziś cieszą się ze swoich obwodnic, będą musieli, pogrążając się w smutku, je remontować – to my staniemy ze złotymi nożycami, przepełnieni radością, i uroczyście otworzymy najnowocześniejszą w Polsce obwodnicę. I będzie to nasza obwodnica, obwodnica naszego miasta, nasze barierki i białe pasy namalowane naszą farbą, i spełnią się tak często wypowiadane nasze marzenia, marzenia naszych dzieci i wnuków. Włączmy filmik-wizualizację obwodnicy Olsztyna i dajmy ponieść się propagandzie sukcesu. Bo świetlana przyszłość jest jeszcze przed nami.