A może to po prostu ja nie jestem w stanie dobrze ocenić ważności podejmowanych tematów? Sam nie wiem. Ty pewnie też.
Może i nieco za późno, ale lepiej późno niż wcale. Tak mówią. I to mnie pociesza, choć to, o czym chcę napisać, wcale nie jest pocieszające. Zadziwia mnie bowiem fakt wynajdywania najważniejszych dla Polski i Polaków spraw, którymi zajmują się – z minami wielce zatroskanymi, z ekspertami (najlepszymi, najwybitniejszymi, wręcz bym napisał „geniuszami”), w oparciu o wyniki badań opinii publicznej, za które stacje telewizyjne czy tytuły prasowe zapłaciły ogromne pieniądze – dziennikarze telewizyjni, radiowi i prasowi.
Jakże trzeba mieć niezwykłą wrażliwość społeczną, wielkie ucho skierowane na głos ludu, jeszcze większe serce, by z tak wielu ważnych spraw móc wybrać właśnie tę, która okazuje się fundamentalną dla społeczeństwa. Ja? Nie, ja tam taki wspaniały nie jestem. Z podziwem patrzę na wielkich kolegów. A oni, że związki partnerskie, że ta pani o męskim głosie (jak to powiedział mój syn) to marszałkiem będzie, brak tolerancji już ogłaszają, jakiś ciemnogród, zagrożenie, bójcie się! I wszechobecny kościół! W wiadomościach o tym, że policja nie mogła złapać świni, która uciekła, a przecież miała już być kiełbasą. Zresztą, sami to widzicie. Bo to są najważniejsze dla nas problemy.
Tymczasem Polacy nie mają pracy. Oczywiście nie ci z wielkich ośrodków miejskich, znaczy się i wykształceni ponad miarę. Mało kto widzi te małe krople, które w perspektywie całej Polski stają się już niczym Bałtyk. Te krople, które w małych społecznościach stają się powodzią nieszczęścia, rozgoryczenia i niepewności. O Mrągowie słyszało wielu. Ale o tym, że właśnie upadła tam firma budowlana „Ekomelbud” i 151 osób straciło pracę, zapewne już niewielu. – Jest to trudna sytuacja, zwłaszcza że jesienią wiele małych firm związanych z budownictwem zawiesiło swoją działalność – mówi Ewa Kowalska, dyrektor mrągowskiego PUP. Tym bardziej, że na koniec stycznia bezrobocie w powiecie mrągowskim sięgnęło 24 proc. A są u nas powiaty, w których jest ono znacznie wyższe.
Wiele mówi się o związkach partnerskich. Po ich legalizacji będziemy mieć w Polsce lepiej. Dostęp do in vitro staje się w ustach polityków lekarstwem na kryzys demograficzny w Polsce. Pójście sześciolatków do szkoły diametralnie zmieni oblicze polskiej edukacji. Takich tematów zastępczych jest wiele. A prawdziwe problemy, które dotyczą nas, naszego codziennego zmagania się z rzeczywistością, sprawne ręce zamiatają pod zielony dywan, ten w kształcie Polski, dywan, przez niektórych nazywany „zieloną wyspą”. Ciekaw jestem, kiedy większość z nas w końcu dostrzeże, że pod tym dywanem jest pełno śmieci. Jak to się czasem kolokwialnie mówi: „kupa śmieci”…