Ludziom trzeba mówić o podstawowych sprawach, o których zapomnieli.
Od kilku tygodni trwa na Warmii i Mazurach akcja „Nie robię zakupów w niedzielę”. Ma ona zasięg ogólnopolski i prowadzona jest z inicjatywy Akcji Katolickiej. W wielu kościołach proboszczowie wyjaśniali jej cel i zachęcali wiernych do włączenia się w nią. Trochę to dziwnie brzmi! Zachęcać wiernych, aby włączyli się w przestrzeganie przykazania! Trzeba byłoby w konsekwencji robić akcję zachęcające do przestrzegania nakazów nie zabijaj, nie kradnij itd. Czy to potrzebne? Przecież dekalog wszyscy znają.
Okazuje się, że między znajomością a działalnością może być olbrzymia przepaść. Przytoczę tu pewien przykład. Pewnej niedzieli odprawiałem Mszę św. w małej parafii. Atmosfera była rodzinna i radosna, pogoda przepiękna, a ludzie bardzo życzliwi. Po Eucharystii staliśmy jeszcze chwilę przed kościołem i rozmawialiśmy. Gdy wszyscy się rozeszli, wsiadłem do samochodu i odjechałem w stronę domu. Na końcu miejscowości był sklep. Kiedy przejeżdżałem koło niego, zauważyłem, że większość moich wcześniejszych rozmówców stoi w kolejce po zakupy. Wydaje się, że sprzeczności to nasza specjalność.
Warmia wcześniej była zawsze wierna swoim tradycjom. Po całotygodniowej pracy wszyscy czekali na niedzielny odpoczynek. Dziś wydaje się, że główną osią myślenia jest wolność za wszelką cenę – nawet za cenę wolności i dobra drugiej osoby. Kiedy słyszę o spacerach rodzinnych w supermarketach, wydaje mi się, że w tym dniu powinni pracować przede wszystkim psychiatrzy. Dlatego – choć wydaje się to dziwne – trzeba organizować akcje, które promują przykazania, żeby w pamięci i myśleniu ludzi wyrył się wyraźny przekaz: to nie jest dobre.