Żeby ktoś wygrał, ktoś musi przegrać. Okazuje się jednak, że nie wszyscy zgadzają się z tym logicznym stwierdzeniem.
Jerzy Wilk (Prawo i Sprawiedliwość) wygrał wybory prezydenckie w Elblągu. W II turze głosowania pokonał Elżbietę Gelert (Platforma Obywatelska), zdobywając 51,74 proc. głosów przy 48,26 proc. głosów jego konkurentki. Wcześniej PiS wygrał wybory do Rady Miasta, gdzie zasiądzie 10 przedstawicieli tego ugrupowania, a PO zdobyło 7 mandatów.
Przy okazji tych wyborów warto zwrócić uwagę na dwie sprawy.
Po pierwsze – frekwencja. Na poziomie 34,69 proc., co jest wynikiem nawet wyższym niż podczas wyborów w 2010 r. Wielu tzw. specjalistów mówiło do tej pory, że przy wysokiej frekwencji – a za taką trzeba uznać wspomnianą – PiS przegrywa, bo do urn idą nie tylko zatwardziali pisowcy, ale ludzie z wielu środowisk. Okazuje się, że PiS nie jest już taki straszny, jak go media malują, i ludzie z różnych środowisk postanowili zagłosować jak im nakazuje rozum, a nie propaganda. Tutaj trzeba wspomnieć ujawnione przed drugą turą wyborów taśmy, na których Jerzy Wilk w niecenzuralnych słowach mówił o swoich planach politycznych, a które jednak nie zaszkodziły mu w przejęciu władzy.
Druga sprawa to kwestia komentarzy po wyborach. Jerzy Wilk podkreśla, że zwyciężył w „bastionie PO”, a zwycięstwo dały mu przede wszystkim kontakty częstsze z ludźmi niż z telewizją. Natomiast strasznie rozbawiła mnie pani Elżbieta Gelert, która po ogłoszeniu wyników stwierdziła: „Nie przegrałam, tylko nie zwyciężyłam”. Przypomniał mi się tu pewien dowcip, który niech posłuży za komentarz.:
Prezydent USA grał z prezydentem Rosji w golfa i wygrał. Następnego dnia rosyjskie dzienniki podały informację: „W rozgrywce w golfa nasz prezydent zajął wspaniałe drugie miejsce, a prezydent USA był przedostatni”.