Msza św. jest dla nas spotkaniem z Jezusem. Dla niektórych spotkaniem z wyborcami.
Nie raz myślałem, żeby o tym napisać, ale zdawałem sobie sprawę z faktu, że mogłoby to być odebrane jako złośliwość. Poza tym nie powinienem brać kamienia, rzucać nim, bo sam przecież nie jestem bez winy, mam własne słabości, oj mam. Jednak po tej Mszy św., usiadłem na ławce, westchnąłem i pomyślałem: „muszę napisać”.
Jeden z prominentów bez skrępowania odpierał i wysyłał SMS Krzysztof Kozłowski Taka jest moja praca, że często uczestniczę w Mszach św., można je nazwać oficjalnych, na których pojawiają się politycy z wyższej lokalnej i regionalnej półki. Siedzą oczywiście w pierwszych ławkach, witani są uniżenie: „serdecznie witamy szanownych gości”, „mamy zaszczyt”, etc. Tu następuje wymiana grzecznościowych gestów, ukłony, uśmiechy. I rozpoczyna się Eucharystia. Wierni czynnie w niej uczestniczą, a prominenci… Ani słowa. Stoją tylko i patrzą. „Ojcze nasz”, usta zamknięte. Komunia święta – siedzą w ławkach. Zawsze wtedy mam refleksję, że po co oni tu przychodzą, bo nie na ucztę Bożą. Po ich postawie wnioskuję, że tylko dlatego, żeby byli wymienieni, żeby ludzie usłyszeli ich nazwisko. Czarę mojej goryczy przelał fakt, kiedy podczas jednej z takich Mszy św. jeden z oficjalnych gości bez skrępowania odbierał i wysyłał SMS, a inny serdecznie dziękował abp. Wojciechowi Ziembie mówiąc: „Dziękuję abp. Edmundowi Ziembie”.
Nie mnie oceniać ich postawę. Każdy postępuje według swoich wewnętrznych potrzeb, pobudek, prywatnych interesów. Jednak mam poczucie, że w ten sposób wykorzystują Kościół do własnej promocji. Bo skoro nie praktykują, nie przyjmują sakramentów, to po cóż innego pojawiają się na Mszach św.? Powinni lepiej wysłać w swoim imieniu urzędnika, dla którego Eucharystia jest spotkaniem z Jezusem Chrystusem, a nie kolejnym wiecem wyborczym. To byłoby uczciwsze – przynajmniej tak sądzę.