Polak, kochający Polskę, noszący z dumą na mundurze walecznego orła, uderza we wroga, a nie w swój naród.
Kolejna rocznica wybuchu stanu wojennego. Osoby, które chciały uczcić ofiary tego tragicznego w dziejach Polski wydarzenia, zgromadziły się pod Pomnikiem Wolności Ojczyzny na olsztyńskim pl. Solidarności. Znicze, kwiaty, oficjalne przemówienia. Później wszyscy udali się na Mszę św. do kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. I mimo corocznych spotkań i wielu debat prawda o tym dniu nie ujrzała światła dziennego.
Historycy zasiedli – jedni po prawej stronie, drudzy po lewej – i dowodzą, że była to zdrada, inni że jedyne wyjście, by uniknąć inwazji komunistycznych wojsk byłego ZSRR. Debaty i spory, a między nimi wplątane historie ludzi o złamanych życiorysach, straconym zdrowiu, a nawet życiu. Bez sprawiedliwości, której przez lata nie wymierzył żaden sąd. I również w nie wplecione są moje myśli, że gen. Wojciech Jaruzelski, tak po prostu, wypowiedział wojnę Polakom. Dawniej, w obliczu inwazji, nasz naród jednoczył się, zbierał siły i nawet z kosami w dłoniach uderzał na okupantów.
A w 1981 r.? Polacy uderzyli w Polaków. I nie jest dla mnie ważna w tym momencie intencja, żadne MNIEJSZE ZŁO, bo takie nie istnieje. W swej konsystencji, na wskroś, jest przecież złem, jak czarna plama na białej koszuli nigdy nie będzie białą plamą. A przecież prawdziwy Polak, kochający Polskę, noszący z dumą na mundurze walecznego orła, uderza we wroga, a nie w swój naród. I to jest prawda, która nie podlega dyskusji. W świetle całej historii Polski, w krwi przelanej za wolność naszej ojczyzny, fakt ten jawi się niczym czerwone światło, każe zatrzymać się i dociekać prawdy. Żołnierz polski wypowiedział narodowi polskiemu wojnę. Nie miał odwagi, by odmówić posłuszeństwa obcemu narodowi. Poddał się mu. Czy to nie jest zdrada?