Nie tylko ja jadam śniadanie na kolację.
Ja tam się nie znam, nie wiem, zarobiony jestem. Chodzę do pracy, czasu nie mam, ubolewam nad Polską, a śniadania jem podczas kolacji. Cieszę się, że zimy jeszcze nie ma, bo nie muszę odśnieżać chodnika od klatki schodowej do przystanku komunikacji miejskiej.
Cieszę się i z tego, że telewizora jeszcze w domu nie mam, bo przynajmniej, kiedy jestem na chwilę w domu, mam czas na przeczytanie jednej strony ulubionej książki, grę - w połowie przerwaną, bo przecież czasu nie mam - w gry planszowe z dziećmi i stukanie w brzuch do najmłodszego, które jeszcze nie wie, co to jest „zetknięcie z brutalną rzeczywistością”.
Nie mam czasu i go mam. No cóż, takie są nasze codzienne zmagania ze stworzoną przez nas samych rzeczywistością. Cieszę się i się nie cieszę. A teraz to dziwne połączenie „się” i „się”. Do czego zmierzam? Jaki jest temat tego monologu?
Od wielu miesięcy, systematycznie, przychodzę na niektóre spotkania organizowane przez Instytut Kultury Chrześcijańskiej im. Jana Pawła II w Olsztynie. Tu spotykam niezwykłe osoby, słyszę interesujące opowieści o życiu, takim codziennym życiu, zmaganiach z samym sobą, relacjach z Bogiem, oglądam wernisaże młodych artystów, tych starszych też. Podczas tych spotkań uczę się drugiego człowieka.
Tak wiele razy, podczas rozmów ze znajomymi, słyszę, że nic się w Olsztynie nie dzieje, że nie mają czasu, zarobieni są, że się nie znają. Mnie też jest czasem trudno wyjść z domu. Ale kiedy już wychodzę, to dziękuję Bogu, że wyszedłem. Bo spotykam ludzi, których warto jest spotkać. Właśnie tu, w IKCH. W Olsztynie. A gdzie jest w ogóle to IKCH? No właśnie… gdzie?