Zawód dziennikarz ma to do siebie, że spotykam bardzo dużo osób, z wielu różnych sfer, o różnych pozycjach w społeczeństwie...
Ostatnio spotkałem pana Andrzeja, który za swoją działalność na rzecz parafii otrzymał prymasowski medal św. Wojciecha. Bardzo miły człowiek, który opowiedział mi wiele ciekawych rzeczy, ale akurat o tym, za co ten medal dostał, za już ponaddwudziestoletnią służbę – bo tak to trzeba nazwać – na rzecz wspólnoty parafialnej, mówić raczej nie chciał. Samym odznaczeniem był ogromnie zaskoczony, a to, co robił, było dla niego całkowicie naturalne, że nawet nie zastanawiał się nad tym, że mogłoby być inaczej. Powiedział, że jego ojciec często mu powtarzał: „Nie wiem, kim w życiu będziesz, ale pamiętaj, żebyś zawsze był człowiekiem”.
I dla porównania innego odznaczonego tym samym medalem spotkałem niedawno w Bałdach, na odsłonięciu głazów na Trakcie Biskupim. Na Mszę św. przyszedł spóźniony, usiadł w pierwszej ławce, przez pół kazania zajęty był telefonem (nie wiem, czy do kogoś pisał, sprawdzał kalendarz, wiadomości, a może grał?), a przy odsłonięciu głazów dołożył swoje kwiaty i wygłosił krótkie przemówienie. Jak zawsze elegancko, poprawnie politycznie, jak zawsze trochę na pokaz.
Ci dwaj stoją w jednym szeregu, za bardzo różne sprawy mają to samo odznaczenie. Nie mnie to oceniać, ale wydaje mi się, że niektórzy dostają medale i odznaczenia (również te kościelne) za zasługi, a inni, bo tak trzeba. Na szczęście w niebie liczone będzie co innego.