Warto pomyśleć o zmianie formuły studenckiego pochodu. Ta tradycja staje się powoli niebezpieczna.
Przed świętami wielkanocnymi było głośno o ryzyku odwołania parady wydziałów podczas Kortowiady w Olsztynie. Okazało się bowiem, że ze względu na przygotowanie ulic pod trakcję tramwajową dotychczasowa trasa nie będzie dostępna. A trzeba wiedzieć, że olsztyńskie juwenalia, które trwają cztery dni, zaczynały się dotychczas przejściem tysięcy studentów przez centrum stolicy Warmii i Mazur. Tysiące żaków zaangażowało się w obronę swojego prawa do paradowania. Na Facebooku powstał profil „Stanowcze NIE dla Kortowiady bez parady”. Kilka tysięcy osób poparło protest w kilka godzin. Prowadzono pertraktacje z władzami miasta i ostatecznie zmieniono trasę, ocalając paradę żaków.
To zaangażowanie w obronę parady jest zrozumiałe – młodzi chcą się pobawić i pokazać światu. Ale zirytowała mnie wypowiedź jednej ze studentek, która wyraża opinię mi obcą. Powiedziała, że parada to najlepsza część całej Kortowiady. Miałem okazję obserwować w zeszłym roku tę "najlepszą cząstkę” juwenaliów. Przez miasto przetoczyło się kilka tysięcy często podpitych lub pijanych młodych ludzi. W rękach puszki z piwem albo butelki z wódką. Ktoś sika pod murem, ktoś wymiotuje przy zabytkowym murze. Nie wiem, czy nie podlega to pod jakiś paragraf, kiedy promuje się picie alkoholu w miejscach publicznych. Władze miasta nie reagowały, władze uczelni także, a mieszkańcy Olsztyna się przyglądali. I tak jest co roku. Zadziwiające jest to milczenie, jak gdyby nic się nie stało.
Pewnie, że młodość, fantazja, chęć zabawy – ale ten widok jest po prostu obrzydliwy. Kiedy usłyszałem o odwołaniu parady, ucieszyłem się i pomyślałem, że może taka przerwa będzie okazją do zmiany jej formuły. Ale nic z tego.
Mam pomimo wszystko nadzieję na otrzeźwienie parady. W imię przyzwoitości można przecież zawrzeć umowę o wyjątkowości studenckiego przejścia przez Olsztyn. Co ja piszę! Nie o wyjątkowości, ale o normalności.