Jedna rzecz łączy te dwie tragedie… Ciągle prawda jest zafałszowywana.
Systematyczne mordy Polaków rozpoczęły się 3 kwietnia 1940 r. Na rozkaz radzieckiego biura politycznego rozpoczęto systematyczny mord na niewinnych jeńcach wojennych z obozu w Kozielsku. W następnych dniach z łagrów w Ostaszkowie, Starobielsku ruszyły konwoje wiozące kolejne ofiary na miejsca kaźni w Twerze, Charkowie i Kijowie. Strzałem w tył głowy mordowano elity ówczesnej Polski. Oficerów, lekarzy, urzędników, pograniczników, policjantów. Zbrodnia miała pozostać w ukryciu. Dlatego ciała grzebano w masowych mogiłach. Później, kiedy odkryto groby, trwała propaganda i rozpowszechniono kłamstwa katyńskie. Pamięć jednak przetrwała w polskich rodzinach.
Wspominano osoby, które zginęły w Smoleńsku, a są związane z Warmią i Mazurami. Biskupa polowego Wojska Polskiego Tadeusza Płoskiego, który był również wykładowcą na UWM w Olsztynie, Grażynę Gęsicką, szefa Biura Bezpieczeństwa narodowego Aleksandra Szczygłę i Macieja Płażyńskiego.
Podczas uroczystości głos mógł zabrać każdy, kto chciał. - Powiem to w imieniu młodych. W katastrofie pod Smoleńskiem zginęła elita naszego kraju. Okoliczności katastrofy są tak samo mgliste jak śledztwo. Co sądzi o tym młode pokolenie? Jest wojna medialna. Jest nagonka medialna. Pamiętam kawały i żarty na ten temat, które pojawiały się w mainstreamowych mediach. Jest mi wstyd za moje pokolenie. Nie wyjaśnimy teraz przyczyn tej katastrofy. Ale historia jest cierpliwa. Poczeka. Może kiedyś dowiemy się prawdy - mówił Mateusz Pobielski.