Powrócili ewangelizatorzy, którzy głosili Ewangelię podczas Przystanku Woodstock.
Zakończył się kolejny Przystanek Jezus, który jest ogólnopolską inicjatywą ewangelizacyjną skierowaną do młodych uczestniczących w Przystanku Woodstock, celem ukazania Jezusa Zmartwychwstałego, przynoszącego dar zbawienia.
W gronie tegorocznych ewangelizatorów (ogółem 800 osób, w tym 85 kapłanów) byli również ewangelizatorzy z archidiecezji warmińskiej. Trzech księży: ks. Adrian Bienasz, ks. Paweł Zięba i ks. Dawid Szczepkowski, diakon i 3 kleryków z WSD „Hosianum” oraz dwie osoby świeckie ze szkoły nowej ewangelizacji przy parafii bł. Franciszki Siedliskiej. Tegorocznej edycji towarzyszyły słowa Listu Do Rzymian: „Nic nas nie oddzieli od miłości Jezusa”.
Pierwszego dnia ewangelizatorzy uczestniczyli we Mszy św., której przewodniczył bp Tadeusz Lityński. W homilii bp Grzegorz Ryś zwrócił uwagę na to, że „jako ewangelizatorzy nie powinniśmy nikogo osądzać, ale uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie, co nas nasyca? Czy przypadkiem to, czym się karmimy, nie sprowadza na nas śmierci”.
Już po pierwszym dniu ewangelizatorzy wrócili z pola woodstockowego z opowieściami o tym, czego Bóg przez nich dokonywał i jak wielu ludzi modliło się pod przystankowym krzyżem.
Podczas wszystkich dni posługi wolontariusze ŚDM zapraszali woodstockowiczów na spotkanie z papieżem w Krakowie w 2016 r, bracia jezuici dyskutowali z młodymi o sensie życia i poszukiwaniu drogi do Boga, misjonarze z Malezji opowiedzieli o doświadczeniu życia w kraju muzułmańskim. Kapłani z cierpliwością służyli sakramentem pokuty i pojednania oraz modlitwą.
- Mam wrażenie, że stereotypowy obraz festiwalu znacznie odbiega od tego w rzeczywistości. Media w moim odczuciu kreują tę imprezę jako zbiorowisko hołoty, gdzie się tylko pije i ćpa. To prawda, że alkohol jest nieodłącznym elementem tej imprezy, a narkotyki choćby statystycznie w półmilionowej grupie się zawsze znajdą. Zauważam jednak coś o wiele bardziej konkretnego. Wielka życzliwość i towarzysząca kultura. Przenikanie się światów. Nie wystarczy skrytykować, ważne jest, żeby zobaczyć tam mojego brata i siostrę - mówi ks. Adrian Bienasz.
Podkreśla, iż był pod wrażeniem szczególnie dwóch rzeczy: pomiędzy woodstockowiczami panuje mocno wyczuwalna atmosfera przyjaźni i pomocy, a samo wydarzenie jest świetnie zorganizowane przede wszystkim pod względem bezpieczeństwa.
- Jednak mocno wyczuwalna jest także samotność. Wychodzi to często w dialogu, kiedy siadasz z kimś ot tak po prostu, żeby odpocząć w upale. I nagle rodzi się jakaś potężna myśl i konkretny dialog. Za fasadą odwagi i dobrej zabawy często kryje się zagubiony człowiek. To jeden ze smutniejszych wniosków z festiwalu. Brak akceptacji, docenienia. Nieraz pod chwilową radością kryło się rozgoryczenie i poczucie bezsensu. Wielu księży to potwierdzi. Nikt z nas nie musiał iść gdzieś daleko na pole Woodstocku, żeby zostać zauważonym i zatrzymanym przez wspaniałych ludzi. Odważne rozmowy, zasłuchanie, a czasem też i spieranie się często doprowadzało do ciekawych finałów - opowiada ks. Adrian.
Na Woodstocku spowiedź to wydarzenie. Wielu ludzi dopiero tu ma odwagę przekroczyć siebie i swoje uprzedzenia do Kościoła i podejść do spowiedzi. - Zwykle były to dla mnie spotkania żywcem wyjęte z Ewangelii. Jak chociażby uwolnienie nękanego złym duchem w kraju Genezareńczyków, czy uzdrowienie z dolegliwości cierpiącej na krwotok. To są fakty. Zauważyłem, jak bardzo ludzie potrzebują choćby wysłuchania, pogadania z nimi tak po prostu. Jeśli była okazja, to dzieliłem się własnymi przekonaniami, ale bez narzucania czegokolwiek. I w sumie taka zwykła szczera rozmowa była chyba jednym z najcenniejszych doświadczeń – wyznaje ks. Bienasz.
Finałem Przystanku Jezus była Msza św. na polu woodstockowym w sobotę późnym wieczorem. Na Eucharystii były tłumy woodstockowiczów.