Bp Józef Roszyński jest ordynariuszem diecezji Wawek od kilku miesięcy. Pochodzi z Mazur i ostatnio spędzał tu swój urlop. Podzielił się także z nami doświadczeniami z Papui-Nowej Gwinei.
ks. Piotr Sroga: Od jak dawna pracuje Ksiądz Biskup w Papui-Nowej Gwinei?
bp Józef Roszyński: Od 23 lat. Zawsze chciałem pojechać do kraju, który jest najdzikszy na świecie. Nie pragnąłem pracy w mieście, ale w buszu. I myślę, że Papua-Nowa Gwinea jest jednym z najdzikszych krajów na ziemi. Biali misjonarze postawili tam swoją stopę zaledwie 100 lat temu. Im dalej w dżunglę, tym później docierali do tubylczych plemion dotarli.
Jaka jest struktura wyznaniowa w diecezji Księdza Biskupa?
Według statystyk, mamy w tej chwili 230 tys. katolików. Średnio w Papui-Nowej Gwinei około 35 proc. osób należy do Kościoła katolickiego. Sporo jest anglikanów, luteranów i różnych sekt zielonoświątkowych. W rejonie, gdzie pracuję, katolicy stanowią ponad 60 proc. ludności.
Słyszymy co jakiś czas o akcjach na rzecz środków transportu dla misjonarzy. Czy w diecezji Księdza Biskupa jest potrzebna taka pomoc?
Nasza diecezja podzielona jest na trzy rejony. Część ludności żyje na wyspach na Pacyfiku. Inni zamieszkują ląd stały, gdzie można dojechać autem lub dojść pieszo. Ostatnia grupa przebywa na terenach podmokłych, na bagnach i do nich dopływamy często łodziami lub kanu. Bywa, że dotarcie do naszych wiernych jest bardzo utrudniony. Środki komunikacji są zresztą podstawowym narzędziem pracy naszych misjonarzy, co wiąże się z kosztami. Dzięki pomocy ludzi dobrej woli możemy nabywać na przykład nowe łodzie i zaopatrywać je w paliwo. Kiedyś prowadziliśmy różnego rodzaju warsztaty: spawalnicze, stolarskie itd. Dochody z ich działalności pokrywały koszty związane z pracą duszpasterską. Dziś to się zmieniło. Misjonarze prowadzący te zakłady powymierali, a nowych nie ma. Jeśli przeszkoli się tubylców, zaraz podbierają ich firmy komercyjne.
Cały wywiad można przeczytać w nr. 34 "Posłańca Warmińskiego - Gościa Niedzielnego".